poniedziałek, 31 grudnia 2012

Szczęśliwego Nowego Roku 2013

wszystkim odwiedzającym życzę spełnienia marzeń w nadchodzącym 2013 roku. 
Zrealizowania planów o schudnięciu lub utyciu,
o zmianie pracy lub utrzymaniu się w aktualnej, 
awansu lub gdy nie lubicie zmian, żeby było tak jak było,
zakochania się lub trwania w aktualnym związku, 
zrealizowaniu postanowień Noworocznych i braku depresji 21 stycznia w poniedziałek,
że chyba się nie uda zrealizować postanowień spokojnie jeszcze jest czas,

a sobie życzę, żeby mój rok 2013 wyglądał jak ten Pan, ;)

uroczy ;)

Ps. w grudniu tego roku usłyszałem o sobie pewien komentarz "uwielbiam ten Pana uroczy egocentryzm", ponieważ nie drążyłem tematu nadal nie do końca rozumiem.

sobota, 29 grudnia 2012

podsumowanie mojego ostatniego marudzenia

po moim ostatnim marudzeniu elegancko nazwanym podsumowaniem roku 2012 znalazło się kilka komentarzy, które starają się mnie przekonać, że źle do tego wszystkiego podchodzę i na pewno są jakieś dobre strony,  sorry koledzy i koleżanki, ale ich nie widzę, ale żeby zmienić wasze wrażenie, że macie do czynienia ze Smerfem Marudą, postanowiłem zamieścić trzy demotywatory, żeby było zabawnie.
Uprasza się jednak szanownych czytelników o odrobinę dystansu do autora tego bloga, siebie i świata
1.
 2.
3.

Na życzenia noworoczne jeszcze mam czas, zdążę ;)

środa, 26 grudnia 2012

podsumowanie roku 2012


powiedzmy sobie szczerze , ten rok nie zaliczę do udanych . Zbyt wiele spraw nie poszło po mojej myśli tak jak sobie wyobrażałem :
1. zmiana pracy nic nie dała, pozornie zmieniam szefów na lepszy model, ale nadal są jak Syrena Bosto, nie ta epoka nie ten czas.
2. może wykonuje zawód, którego nigdy bym nie wykonywał w kraju, który jest o dwadzieścia lat do przodu przed moim, w którym żyję,
3. jedno spotkanie jako potencjalna randka to była porażka,a w ogóle to ja sam jestem randkową porażką, nie ma co owijać w bawełnę,
4. trwanie na profilach randkowych bez większego sensu, powinienem je zlikwidować nikt się nie odzywa sami tchórze , zresztą ja sam jestem leniem bez inicjatywy,
5. udział w maratonie niezrealizowany, bo od pół roku moja aktywność fizyczna zamiera tylko robota, a jak wszem i wobec wiadomo „robota to głupota, picie to jest życie”
6. wycieczka do Izraela niezrealizowana, szukam wycieczki, a nie pielgrzymki, chce zobaczyć ważniejsze miejsca dla kultury i historii, ale opcja zrywania się o piątej, żeby zdążyć na mszę o szóstej nie jest dla mnie atrakcyjna, a poza tym chciałbym wpaść chociaż do jakiegoś fajnego branżowego klubu w Tel Awiwie
7. dwutygodniowy urlop niezrealizowany, miałem sześciotygodniowe bezrobocie musiało wystarczyć,
8. zmiana samochodu na nowocześniejszy, łatwiejszy w obsłudze niezrealizowana,

kilka przemyśleń
1. skoro niecałe czterdzieści lat przeżyłem bez drugiej połówki, to powiedzmy sobie szczerze czy szukanie jej na być może drugie nie całe, ma sens ?
2. zastanawiam się czy nie zostać politykiem, jakieś wybory się znajdą w najbliższych czasach, prześpię w ławach tyle co oni, a forsa będzie moja ?
3. oczekiwałem czegoś po roku 2011, łudziłem się, że na pewno będzie dobrze w roku 2012 , ponieważ nie idzie to w pożądanym kierunku to aż strach odzywać się co do moich oczekiwań na 2013, chyba sobie odpuszczę wszelkie plany  i będę starał się przeżyć od 6:00 do 22:00, od poniedziałku do piątku i tak kolejne tygodnie, potem miesiące, na początek najpierw styczeń, a potem kolejne miesiące i byle bliżej końca tego ziemskiego padołu.

niedziela, 23 grudnia 2012

Życzenia

Moi Drodzy Sieciowi Goście,
życzę Wam z okazji Bożego Narodzenia zdrowia, szczęścia, radości i Kogoś do przytulenia.
W prezencie zamieszczam duet, który uwielbiam słuchać od dwóch lat.

wtorek, 18 grudnia 2012

mały sukces, a cieszy

robota za Świętego Mikołaja wykonana. Nie muszę się stresować brakiem prezentów dla mojej trójki brzdąców, jedynych którzy dostają prezenty w mojej rodzinie. Nie muszę biegać po sklepach i nerwowo szukać rozumu, co też mogę kupić. Chyba zasłużyłem na prezent, tylko mam dylemat czy wodę toaletową czy książkę Pani Rowling. Strawa dla nosa i ego czy dla umysłu i duszy, oto jest pytanie ?

Poza tym moje przygotowania są zerowe, na święta pojadę do rodziców. Bezczebelnie ich obeżrę, opiję i tyle. Za to będę się smażył w piekle, żeby tylko za to, ale mówi się trudno.

I na koniec, Elvis Król coś śpiewa o świętach.
A ja obiecuję zamieścić tutaj kartkę z życzeniami Bożonarodzeniowymi najpóźniej w Wigilię dla wszystkich, którzy mają do mnie cierpliwość i dla tych co nie mają też.

niedziela, 16 grudnia 2012

do Świętego Mikołaja

Wielce Szanowny Święty Mikołaju, 

szczerze składam reklamacje, nie dosyć że od kilku lat nie dostaję od Ciebie prezentów, zawsze kupuję sobie coś sam, to odwalam za Ciebie robotę kupując prezenty dla innych. Jeszcze do nie dawna sobie z tą fuchą jakoś radziłem jeden prezent dla małego szkraba jakoś dawałem sobie radę , ale w tym roku muszę jeszcze kupić dwa dodatkowe dla dwóch księżniczek i co ? Wpadłem w panikę , nie wiem czy dam radę. 

Pal diabli o pomysł, ale o obecność w super, hiper albo innej galerii.
Zostałem poobijany przez małych szkrabów, które nie słuchają rodziców. Ci rodzice mają pretensje do mnie, że nie uważam na ich latorośl. Przepraszam bardzo, ale to są wasze dzieci i wypadałoby je nauczyć korzystać z przestrzeni publicznej w taki sposób, żeby nie uderzać ciągle w innych ludzi. 
Zresztą po co targacie całą rodzinę na te zakupy, rozumiem męża przyda się szofer i tragarz, ale najpierw nauczcie go nosić te siaty w taki sposób żeby nie uderzał nimi w każdego mijającego przechodnia. Dziwne samochodem potrafi wjechać do garażu nie zarysowując go, a siatami z zakupami przywala w prawie każdego mijanego osobnika i jeszcze jedno na środku ciągu komunikacyjnego zastanawianie się czy aby wszystko zostało kupione to nie najlepsze miejsce na takie rozważania. Przed wjazdem na krzyżówkę decydujesz gdzie chcesz jechać, a nie na niej.

Drogi Święty Mikołaju, 
poproszę o prezent w postaci  ducha Świąt Bożego Narodzenia, żeby spotykani ludzie byli dla siebie mili, żeby brak rodzynek w makowcu dla nikogo nie był tragedią, tylko ciekawą odmianą i żebyśmy zrozumieli, że nie ważne co przygotujemy na te święta , ważne że będziemy na te święta razem.

W mojej rodzinie składając sobie życzenia Bożonarodzeniowe kończymy je taką formułką "... daj Boże doczekać do przyszłych Świąt Bożego Narodzenia" i o niej nikt nie zapomina. 

Chociaż nie pracuję w handlu mam prośbę do wszystkich, postarajmy się nie robić zakupów w Wigilię poza rannymi zakupami chleba i mleka, może dalibyśmy radę zrobić taki drobny prezent dla drugiego obcego człowieka.  

niedziela, 9 grudnia 2012

dłuższy weekend kończy się i czas wracać

dziś kończy się mój dłuższy weekend, który rozpoczął się w czwartek o 19.00 kiedy wsiadłem do samochodu startując do Poznania. Bardzo dziękuję GDDKiA, wszystkim Wójtom, Burmistrzom, Marszałkom pomiędzy Wrocławiem, a Poznaniem za kompletne nie poradzenie sobie z pierwszym większym śniegiem, w Poznaniu byłem o 23:40. Nowy rekord prędkości.
Obiecałem sobie, że wiele zrobię a wyszło jak zwykle, skończyło się na planach.
W wielkim skrócie:
Piątek - rozmowa kwalifikacyjna, czy udana czas pokaże,
Sobota - spotkanie z kumplem, a wieczorem spotkanie z kumpelami i jednej z nich nowym chłopakiem, atrakcyjnym nie powiem, wielkie chlanie,
Niedziela - leczenie kaca, zwłaszcza po biernym paleniu dzisiaj najchętniej włożył bym sobie maskare do nosa, żeby wydrapać sadzę po wdychanym dymie papierosowym no i trzeba się zbierać do Wrocławia wieczorem.

Mam pewne spostrzeżenie. Nie żyję w tak nowoczesnej grupie społecznej jak Pan Tomasz Raczek, żeby spotkać kogoś fajnego do bliższego poznania. Do barów branżowych nie chadzam, nie wiem co mnie powstrzymuje, zapewne intelektualne ograniczenia. W sukces poszukiwań w sieci przestaje wierzyć, czyli pozostaje samotność. Nie dla mnie romanse, przelotne flirty i inne podrygi serca . Chociaż samotność chyba  jest ostatnio modna więc nie odstaje za bardzo od reszty społeczeństwa, a może jednak. Czasami mam ochotę powiedzieć "pora umierać", ale mam doła, wyszło ciężej niż myślałem. Pa ;)

sobota, 1 grudnia 2012

jestem wqrwiony

tak zwyczajnie po Polsku, okazało się że nie jestem tak zajebisty jak myślałem aplikując na pewne stanowisko. Zastanawiam się tylko nad jednym czy byłem gorszy od innych, czy problemem była moja fizyczność. Szczerze jestem wqrwiony, muszę pracować z ludźmi których wiedza mieści się w moich 30 % i szefowie bardziej ich sobie cenią. Są ładniejsi, są doskonalsi.
Przepraszam, w tym kraju nie liczy się mózg, tylko wygląd.
Mam to wszystko w dupie.
Do widzenia.

wtorek, 27 listopada 2012

wypiłbym kieliszek wina,

siedzę na mieście we Wrocławiu , korzystam z darmowego internetu, pozornie darmowego bo zapłaciłem za kawę i ciacho. Czytam, oglądam i uświadomiłem sobie, że mam ochotę na kieliszek wina, a może dwa. Jest tylko jeden problem, jestem wyznawcą teorii Pana Marka Kondrata, że "wino piję się w towarzystwie", a ja jedynych ludzi jakich znam we Wrocławiu, to tych z którymi pracuję, czyli wspólne picie poza imprezą firmową, odpada. Picie alkoholu w środku tygodnia odpada, a na weekend znowu jak znam życie zwieję do Poznania. Znowu będzie wśród współpracowników dziwne pytanie co mnie ciągnie do Poznania, lub co mnie z Wrocławia wygania. Tak naprawdę to nie jest moje miasto. Ostatnio pytałem kumpla z Poznania, który kilka lat temu przybył do Poznania jak długo trwała jego aklimatyzacja. Jego zdaniem najgorsze jest pierwsze 6 miesięcy, moje we Wrocławiu dobiega końca i nie jest fajnie i jakoś trudno mi uwierzyć, że kolejne półroku będzie lepsze niż poprzednie. Żadne polskie miasto to nie Amsterdam, Londyn czy Nowy York, u nas ludzi do towarzystwa musisz poznać na studiach bo później poznajesz ludzi w pracy z którymi musisz wytrzymać 8 godzin bo z nimi pracujesz tylko tyle, czasami opowiesz kilka głupot, ale tylko tyle.
Praca, puste mieszkanie, czasami samotny spacer po Wrocławiu , tak mija każdy dzień. Jeden, drugi i kolejny i jest piątek godzina 16, szaleńcza jazda do Poznania trwająca 3 lub 4 godziny, urok polskich dróg.
O 21 w piątek kolacja w Poznaniu, oglądanie TV, sobota spotkanie z którymś kumplem lub kumpelą, czasami tak nudne jak ostatnie z Baronową L, jeszcze kilka innych spraw załatwianych na szybko, odwiedziny u rodziców i niedziela około 22 wjazd do Wrocławia.
Rewelacja, proza życia, nie podoba mi się to kompletnie. Dobrze, że w tym kraju nie można sobie kupić broni, bo chyba strzeliłbym sobie w łeb i byłby święty spokój.


niedziela, 25 listopada 2012

sprawa znana od pokoleń ... ale miłość wciąż ta Sama

www.tumblr.com
tak jak wielu z Was czasami przeglądam internet bez jakiegokolwiek sensu. Na obrazkowych blogach jest pełno zdjęć z pięknymi chłopcami, prawie zawsze młodymi. Te zdjęcia są mniej lub bardziej kontrowersyjne, pokazują mniej a czasami więcej , a czasami o wiele za dużo.
Kiedyś w programie o jakiejś wystawie usłyszałem moim zdaniem ciekawe zdanie "dobre zdjęcie musi opowiadać jakąś historie". Gdy dziś zobaczyłem zamieszczone powyżej zdjęcie, zacząłem się zastanawiać co ono opowiada.
Jest w nim coś urzekającego, wywołuje we mnie sympatie do tych dwóch obcych mi ludzi, a najlepiej opisują te słowa
Sprawa znana od pokoleń, 
nieszczególny żaden dramat, 
że zmieniają się idole, 
ale miłość wciąż ta sama.

 zaczerpnięte z piosenki zespołu Pod Budą - Ta sama miłość


niedziela, 18 listopada 2012

jestem słoikiem ?

w okolicach 1 listopada pierwszy raz napotkałem w necie pojęcie "słoik", trochę mnie zaskoczyło że tak nazywa się ludzi. Wtedy przeczytałem artykuł i potraktowałem go z przymrużeniem oka jako taką zapchaj dziurę , żeby coś innego napisać niż o świętach, podróżach Polaków na groby, pijanych kierowcach i tym podobne.
Niestety temat wraca co kilka dni, a to jakiś przedruk na innym portalu, gazecie, a ostatnio w jednej ze stacji TV wypowiadał się jakiś mądry socjolog. 
Kilkanaście lat temu po powrocie z mojego pierwszego szkolenia w Warszawie, zacząłem opowiadać co mi się w tym wyjeździe nie podobało, najbardziej zarozumialstwo Warszawiaków. Słysząc to pewna Pani zwróciła mi uwagę, że prawdziwa Warszawa zginęła w Powstaniu Warszawskim, a teraz mogę spotkać tam tylko nowych przyjezdnych. Przyjąłem jej wyjaśnienia i już więcej nie starałem się używać tego określenia, choć czasami nadal mi się wyrywa zwrot "ta pierdolona warszawka". 
Ponieważ pochodzę z małego miasta , przeprowadziłem się do Poznania, a teraz dojeżdżam do pracy do Wrocławia, to prawdopodobnie jestem "słoikiem".
Niestety mam jedno spostrzeżenie dla mieszkańców dużych miast to przez to, że podobnym ludziom jak ja chce się pracować, a nie pobierać zasiłek z pomocy społecznej powstały w Waszych miastach mieszkania, których sens istnienia jest taki, że przyjezdni je wynajmą. Zapłacimy czynsz, wynajmujący mam nadzieję, że podatki od tego wynajmu. Oni z dochodu kupią dodatkowe przedmioty . Ja nie jestem wstanie przywieźć wszystkiego w słoikach i wieczorem spacerując samotnie w Waszym mieście wejdę do kawiarni i kupię kawę i tu znowu będą podatki czynsz i ktoś będzie miał pracę. 
Warszawa jak i inne duże miasta bez przyjezdnych nie potrzebowała by tylu restauracji, barów . Warszawa ma zameldowanych mieszkańców 1,7 mln to około 4 % wszystkich mieszkańców Polski zapewne drugie tyle mieszka "słoików". 
Zadzieranie nosa nikt nie lubi, więc gdy następnym razie użyjesz określenia obrażającego drugiego człowieka  zastanów się czy ktoś inny nie może Ciebie obrazić, bo język ma dużo brzydkich określeń tylko dobre wychowanie i kultura osobista jest rodzajem tamy dla języka nienawiści.
Czas z tym skończyć.

niedziela, 11 listopada 2012

Święto Niepodległości uczczę kilkoma kilogramami

http://igoronco.natemat.pl/38785,poznanski-dzien-niepodleglosci

faceta napisał to, za co kocham Poznań, a uświadomiłem sobie to zmieniając akwarium.
Szczerze ja chce wrócić do mojego poznańskiego akwarium.
Gdyby Polska miała ustrój federacyjne, to jestem przekonany, że byłoby to województwo z najbardziej liberalnym prawem zarówno w sferze gospodarczej jak i obyczajowej. Bo w Poznaniu liczy się praktyczność i oszczędność.
Ten artykuł używa jeszcze jednego określenia, którego nie byłem świadom "polscy Niemcy", dziwne, ale w nowym miejscu pracy kilka razy zostałem nazwany Niemcem, wprawdzie do końca nie rozumiałem sytuacji, ale  nie postrzegałem tego jako obelgi

tym razem skromnie, ktoś napisał to lepiej, więc tylko posłużę jako słup reklamowy, a sam idę zjeść kolejnego rogala .

sobota, 3 listopada 2012

garderoba

jest sobota, wieczór siedzę sam, nigdzie nie wyszedłem bo tak naprawdę i szczerze nie mam ochoty na wyjście. W radio leci Vangelis, a ja oglądam zdjęcia ładnych chłopców na dwóch portalach i rzuty mieszkań u jednego z poznańskich developerów, niezła masakra samotnego faceta.
Te rzuty mieszkań są podstawą tego postu. kiedy podjąłem decyzję o kupnie mieszkania, najważniejsze dla mnie było, jeden zamknięty pokój i garderoba, kiedy o tym opowiadałem wzbudzałem niezłe politowanie. Bardzo często padało pytanie "po co samotnemu facetowi garderoba ?" Przecież nie ma 650 par butów jak Joan Collins, szczerze cholernie duża musi być ta jej garderoba, że tyle mieści. Moja jest znacznie skromniejsza, ale jestem z niej bardzo dumny.
Od jakiegoś czasu jestem kibicem dwóch dziewczyn w pracy w wyborze mieszkania. Słucham opowieści jak trudny jest dziś rynek i jak oferowane mieszkania są za drogie, za małe i jak nie spełniają ich oczekiwań bo na przykład kuchnia jest otwarta.
W moim idealnym mieszkaniu po trzech latach zamieszkiwania zauważam niedoskonałości, ale w porównaniu do mieszkania wynajmowanego, które jest zdaniem mojej mamy idealne dla mnie, wiem że dokonałem przyzwoitego wyboru, może nieidealnego, ale przyzwoitego.
Bardzo starałem się w tym wyborze zrealizować warunek "mieszkanie musi być dopasowane do mnie, ja nie będę przystosowywał się do niego" niby jest to bardzo proste tylko w realizacji bardzo skomplikowane.
Kiedy słyszę opowieści tych dziewczyn to kompletnie nie rozumiem ich parametrów poszukiwania. Może ta różnica jest uwarunkowana tym, że ja z nikim decyzji nie konsultowałem owszem opowiadałem co i jak ma być, czasami nawet na podstawie ich pytań ich wątpliwości zmieniałem swoje decyzje w sposobie aranżacji. Zastanawia mnie co by było gdybym podjął decyzję , właściwie zaakceptował fakt że ktoś wprowadzi się na te moje skromne kilkadziesiąt metrów. Połowa garderoby i szafy w sypialni dla niego. 
Z pewnych względów musiałby być trochę wyższy ode mnie bo mój ojciec, który jest mojego wzrostu, bardzo marudzi na ustawienie jakie mam w mieszkaniu pod siebie, 

i na koniec mebel, który bardzo bym chciał mieć, ale cena jest dla mnie zaporowa i długo będzie,
mam na myśli tą sofę, reszta jest dla mnie nieciekawa i zbyt szpanerska.

czwartek, 1 listopada 2012

staram się

kiedy piszę posta lub komentarz nie chcę przynudzać. Staram się być wesołkiem z dystansem do świata i innych, choć nie zawsze mi to wychodzi. Czasami piszę posty i komentarze całkiem serio i na poważnie i jestem tak wściekły, że walenie w klawiaturę słyszy mój sąsiad. Jednak najbardziej szokuje mnie brak dystansu do siebie u innych. Mam wrażenie, że Polacy w ogóle nie potrafią śmiać się z siebie.
W ostatnim tygodniu zostałem nazwany w pracy trzy razy "Panią", tak z marszu bo mój zawód jest bardzo sfeminizowany i co odpalił Atlu w jednym z emaili
" z przykrością nie mogę rozpatrzyć Pańskiej sprawy, ponieważ jestem zajęty poszukiwaniem odpowiedniego koloru lakieru do paznokci pod kolor moich oczów". Reakcja bezcenna.
Gdy komentuje Wasze posty staram się rozluźnić atmosferę bo życie jest i bez tego do dupy, staram się być gentlemanem chociaż nie zawsze mi to wychodzi za co bardzo przepraszam.
Gdy następnym razem mój komentarz wywoła w Was stres to przepraszam i proszę zaśpiewajcie sobie "bo życie kabaretem jest"
Na koniec ja na prawdę chciałbym wyglądać tak

a niestety wyglądam tak

a może tak 

niedziela, 28 października 2012

podsumowanie tygodnia

wstałem wcześniej niż planowałem, włączyłem telewizor, a tam w serialu sprzed kilku lat był dialog
Ona - Pijesz w pracy ?
On - Donieś na mnie, lub się przyłącz.
Ona - Co pijesz ?
On - Whisky
Ona - Może być, chociaż po dzisiejszym dniu mogłabym wypić nawet denaturat.

Ten dialog rozbawił mnie do łez, ale kiedy w końcu przestałem się śmiać naszło przemyślenie, że mógłbym tak podsumować cały ostatni tydzień. W poniedziałek było fatalnie, a w kolejne dni jeszcze gorzej.
Znam różne wersje koleżeńskich i rodzicielskich pocieszeń.
Najłagodniejsze to: przesadzasz, na pewno nie jest tak źle, inni mają gorzej.

Wiem, że powinienem się cieszyć bo w kryzysie mam pracę, bo wielu jej nie ma, bo zarabiam pieniądze, bo pracuje w fantastycznym mieście jakim jest Wrocław i jeszcze kilka super haseł. Tylko, że ja nie widzę powodów do radości bo pracy jest tyle, że wychodzę po dziesięciu godzinach ze świadomością czego nie zrobiłem, co zostawiłem na jutro. Gdybym zarabiał dwa razy tyle co dziś to może miałbym świadomość, że zachodzi jakaś relacja pomiędzy wysiłkiem, a efektem w postaci przelewu na koncie. Wrocław jak dla mnie nie do końca jest fantastyczny, jest raczej miejscem samotnych spacerów po zmroku, bo w ciągu dnia pracuje, miejscem gdzie wynajmuje mieszkanie do którego wracam po pracy i kompletnie mi nie pasuje. Dziś po kilku miesiącach od wprowadzenia tej zmiany robię już podsumowania tego epizodu i nie tylko jest problem z osiągnięciem dodatniego wyniku w tym projekcie, ale fatalnie widzę dalsze perspektywy.

Niestety zacząłem etap wysyłania CV, odbyłem jakąś rozmowę, nie przeszedłem do kolejnego etapu. Może znowu zmienię wszystko. Pytanie tylko po co? Po co ja się szarpię. Po co robię ruchy wyprzedzające, a nie czekam na to co da los. Znam ludzi, którzy pracują w firmach do ostatniego dnia, aż nie dostaną wypowiedzenia i ktoś nie zgasi światła w firmie. Lądują na bezrobociu i po kilku miesiącach coś zaczynają robić. Kiedy trafiam do tego nowego miejsca trafiam na ludzi, którzy pracują pięć dziesięć lat i nie myślą o zmianach , jest dobrze jak jest.

Kiedyś w rozmowie z kumplem usłyszałem od niego, że mu na początku żadne miejsce pracy się nie podoba potem powoli się przyzwyczaja, a po jakimś czasie dopada go znudzenie i zaczyna szukać nowych wyzwań. Ja niestety mam inaczej na początku nowe miejsce jest dla mnie super by po jakimś okresie stwierdzić, że ten znaleziony diament to niestety tylko kryształek szkła z szyby samochodowej.




sobota, 20 października 2012

ziobro, nowak, aborcja i ja

cytat z Posła Ziobro
- Trzeba pamiętać, że gdyby realizować postulaty tych środowisk, które sprzeciwiają się ochronie życia, to wtedy znaczna część sportowców na paraolimpiadzie nie miałaby prawa funkcjonować, zdobywać złotych medali - powiedział Zbigniew Ziobro, lider Solidarnej Polski, w TVN24.
cytat z Pana Nowaka
- Co za skur...syn! - napisał Maciej Nowak na swoim profilu na Facebooku pod linkiem do artykułu Gazety Wyborczej z wypowiedzią Ziobry.

po raz pierwszy chwytam się narzędzia korektorskiego w takim stopniu, że właściwie poza tytułem i cytatem nie zostaje nic. Podobno tak się nie robi, pisząc bloga to jest mało eleganckie. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko argument, że nikt tego nie skomentował, więc zmiana tekstu nie zmieni sensu komentarza ponieważ zwyczajnie ich nie ma. Mam nadzieję, że ostatni raz to robię ale mój pierwotny tekst nie oddawał tego o co mi się właściwie rozchodzi. No to zaczynam.

Poseł zwyczajnie gada głupoty, chce się przebić w mediach na plecach niepełnosprawnych, ostatnio staje się to coraz modniejsze. Pierwszym był poseł JKM trochę wcześniej powiedział kilka bzdur o Paraolimpiadzie, teraz Poseł Ziobro zachwyca się paraolimpijczykami i twierdzi, że aborcja by zmniejszyła sukces Polski na paraolimpiadzie. Dziękuję za troskę, ale prawda jest taka, że ja nie widzę związku. Argument dla mnie jest nietrafiony. Jedno wielkie co by było gdyby, nie przemawia do mnie. Jest to rodzaj zabawy w historię alternatywną. Jak nie trafiony to jest argument świadczy też fakt, że bardzo wieloma paraolimpijczykami są ludzie, którzy po różnego rodzajach wypadkach stają się z dnia na dzień niepełnosprawnymi i zwyczajnie postanawiają od nowa zbudować swoje życie, najpierw wyjść ze szpitalnego pokoju, następnie z pokoju do którego są wstawieni przez rodzinę idą jeszcze dalej i wychodzą z mieszkania by w pewnym etapie swojego życia zawitać do Londynu na Paraolimpiadę. 

Dlaczego Poseł gra tym argumentem starając się przepchnąć ustawę antyaborcyjną. Niepełnosprawni są okey kiedy ich potrzebuję do swoich prostackich zabiegów politycznych. Ciekaw jestem kiedy zobaczę Pana Posła na zdjęciu z którymś z Paraolimpijczyków, tylko mam kilka pytań.
Ilu posłów w swoich biurach zatrudnia osoby niepełnosprawne?
Ilu niepełnosprawnych pracuje w sejmie, mam nadzieję że nie płacą kary do PFRONu w takiej wysokości jak ZUS.
Kiedy była Paraolimpiada, to TV Polska opłacana z publicznych pieniędzy nie miała odwagi, żeby pokazać kilka skrótów chociaż po półgodziny, za to prywatna stacja o lokalnym zasięgu dała radę zrobić wywiad o zasięgu lokalnym. 
Sportowiec trochę nawrzucał działaczom sportowym i miał do tego prawo, bo osiągnął większy sukces niż nie jedna sponsorowana gwiazda z Klubu Londyn 2012 bez tego wsparcia.

i na konie obrazek ze strony 
http://www.se.pl/multimedia/galeria/93092/182053/paraolimpiada-2012-niesamowite-zdjecia/

w tym zdjęciu jest widoczne zaangażowanie, którego polskim pełnosprawnym sportowcom, urzędnikom, posłom brak przy wykonywaniu swoich obowiązków.

niedziela, 14 października 2012

to coś


dzisiaj widząc dwóch młodych facetów stojących obok siebie zacząłem zastanawiać, jak bardzo się oni od siebie różnią. Co ważniejsze, co mają oni w sobie, że widząc ich osobno wcześniej, każdy z nich zwrócił moją uwagę. Każdy z nich podoba mi się. W ciągu dnia widzę jeszcze kilkudziesięciu innych facetów, ale Ci dwaj zwracają moją uwagę, bądźmy szczerzy bezczelnie im się przyglądam. I nie było by w tym nic godnego pisania gdybym dopiero dziś widząc ich obok siebie nie dostrzegł różnicy. W ogóle stojąc obok siebie spowodowali, że ten chudszy w towarzystwie tego drugiego wydał się jeszcze chudszy, a ten grubszy przez to stał się jakby odrobinę grubszy, myśląc o nim nazywam go w głowie "Ptyś". Nagle uświadomiłem sobie, że ja chyba nie mam typu urody męskiej, która robiłaby na mnie jakieś większe wrażenie i z góry skazywała by innych na skreślenie. Dziwne, nienormalne, a może dążenie do określenia typy urody, który nas pociąga jest po prostu wymysłem kina romantycznego i zbyt pięknych i jednocześnie nie prawdziwych ludzi kina.
Kilka lat temu Telewizja Polska emitowała dokument pod brutalnym tytułem o ile dobrze pamiętam „Zwierzę zwane człowiek”. Cały cykl starał się odpowiedzieć na jedno podstawowe pytanie. Czy człowiek bardzo różni się od zwierząt? Czy intelekt z którego jesteśmy tak bardzo dumni powoduje, że nie korzystamy z instynktu naturalnego. Czyli dążymy do przetrwania i zachowania gatunku. Z programu w szczegółach za wiele nie pamiętam poza dwoma opiniami.
Po pierwsze człowiek łączy się w pary w celu spłodzenia potomka, ale to że wybiera określony typ partnera to tak naprawdę jest czysta kalkulacja co ciekawe dokonujemy tego na podstawie wyglądu i zapachu.
Po drugie wprawdzie pary homoseksualne nie są wstanie spłodzić potomka, ale wybory dokonują na podstawie tej samej oceny, zdolności partnera do przetrwania i zagwarantowaniu bezpieczeństwa potomstwu.
Żeby nie było program o ile dobrze pamiętam wykorzystywał badania brytyjskich naukowców.
To czy obiekty moich cichych westchnień, mogą być czymś więcej niż miłym urozmaiceniem dnia, nie jest naprawdę ważne. Bo między tylko w bajkach Piękna coś dostrzegła w Bestii, bo w życiu to bardzo mało realne. Ja zaś popatrzę na nich ciepło, o nich pomyślę, uśmiechnę się do swoich kosmatych myśli i pójdę pracować dalej. 

I na koniec, kolejny Piękny znaleziony gdzieś w sieci.

Idę zrobić sobie kawę.

niedziela, 7 października 2012

nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę

a akcji bilbordowej dowiedziałem się wczoraj czytając felieton Pani Magdaleny Środy po raz kolejny moim skromnym zdanie ma rację. Niestety miejsce w życiu publicznym kościoła w Polsce jest z jednej strony za duże, z drugiej za małe. Kościół w Polsce to biznes, maszynka do robienia pieniędzy i organizacja lobbingowa, która wpływa na ludzi i polityków, żeby tylko nie wyschły źródła dochodu.
Gdzie widzę nadmiar kościoła? W polityce, w podpieraniu się niektórych partii autorytetem kościoła, w kształtowaniu modelu politycznego Państwa na podstawie prawa kanonicznego.  Czy kościół potrzebuje ustawy, żeby katolicy przestrzegali zakazu aborcji. Jakim prawem aptekarz chce mieć prawo odmawiać sprzedaży środków antykoncepcyjnych klientom, bo to jest niezgodne z jego zasadami moralnymi. Chce mieć ustawę, która da mu prawo odmówić sprzedaży, to jest kpina. Kilka lat temu była afera gdy jakiś chory chciał dokonać aktu eutanazji, pojawiły się kamery , pojawiła się Pani z telewizji i nagle znalazła się organizacja wciągająca go do życia, świecka organizacja.
Zapewne jest wielu wspaniałych księży coś tam robiących dla dobra bliźniego, ale armia biskupów po pierwsze ich nie wspiera i nie pokazuje ich dokonań bo wtedy zabrakło by czasu antenowego dla nich.
We współczesnym hierarchicznym kościele, nie widzę żadnej różnicy od zwykłej korporacji w stylu Amber Gold, czyli naciągnąć jak największą ilość ludzi. Dlaczego nie walczy z zalegalizowanym złodziejstwem jakiem są umowy śmieciowe, dlaczego nie walczy z zalegalizowanym złodziejstwem jakim są wszelkie korporacje zawodowe.
Jeśli dobrze pamiętam powód wystąpienia Marcina Lutra , to była to ciemnota kleru, jego złe wykształcenie, panująca pycha, pazerność na kasę i wpływy polityczne. We współczesnej Polsce nie spodziewam się narodzin takiego człowieka, natomiast jestem pewien jednego zjawiska, wcześniej czy później rezygnacji Polaków z życia w kościele. Natomiast jeśli kościół jakimś cudem uchwali podatek kościelny, to będzie to na pewno dla wielu osób powód do rozstania.

niedziela, 30 września 2012

marzenie o maratonie

dzisiaj odbył się podobno jeden z najlepszych maratonów w Europie , mam na myśli ten w Berlinie. Bo zdaniem tego samego źródła dziennikarzy Eurosportu, najlepszy Polski maraton odbędzie się 14 października w Poznaniu. Jeśli nadal będę w aktualnej sytuacji zawodowej to niestety będę wtedy we Wrocławiu. Mówi się trudno.
Maraton w Warszawie medialnie został moim skromnym zdaniem przyćmiony przez imprezę spacerową z soboty, to co wyprawiają ci ludzie jest śmieszne i żałosne.
Wróćmy do tematu maratonu, kiedyś usłyszałem, że nowojorczycy dzielą się na tych co zdążyli przed 40 ukończyć maraton i na tych co nie zdążyli tego zrobić przed tą magiczną liczbą . Do 40 zostało mi 624 dni , do następnego maratonu w Poznaniu ponad 365 dni bo do tego za 14 dni, znowu zabrakło wytrwałości w treningach, wiosnę i lato zawaliłem. Winny oczywiście tego stanu jestem ja sam, ale wymówki na usprawiedliwienie potrafię podać, zmiana pracy, a co za tym poszło miasta, i kompletny brak organizacji w tym nowym miejscu.
Muszę szczerze przyznać, że jako osoba nastawiona na rozwiązywanie postawionych przed nią zadań ostatnio radze sobie fatalnie. Nie myślę o pracy tylko o jakości życia. Zwyczajnie ostatnio moja umiejętność radzenia sobie z zadaniami, a co za tym idzie organizowanie sobie wolnego czasu jest coraz gorsza.
Znam jednego faceta, który zapewne weźmie udział w poznańskim maratonie, miałem przyjemność z nim porozmawiać. Dwa tygodnie temu miałem okazję oglądać biegaczy na wrocławskim maratonie, byli różni młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety, chudzi i grubi co pozwala mi mieć nadzieję, że dam radę tylko trzeba się przyłożyć.
Mam ochotę zadać pytanie.
1. Po skończeniu studiów, kiedy zaczęła się szara proza życia dorosłego człowieka, czym się zająłeś (zajęłaś) czego wcześniej nie robiłaś ?

Jeśli chodzi o mnie to zacząłem trochę podróżować i uprawiać sport. I chciałbym wreszcie pojechać do Izraela oraz  przebiec to cholerne 42 km, które nazwano Maratonem najpierw w Poznaniu, a w kolejnym roku właśnie w Berlinie, a co tam pomarzyć można.

wtorek, 25 września 2012

spokojnie to tylko jesienna depresja

w poniedziałek zważył mi się humor niby nic wielkiego bo ostatnio mam tak regularnie. Tym razem jednak za  dużo mam tego kompletnie dość ii tyle. Nie było by powodu o tym pisać gdyby nie dzisiejsze spostrzeżenie. Czytam kilka świeżych postów blogowego braterstwa , a tam co niektórzy wprawdzie nie piszę bezpośrednio, ale miedzy wierszami widać, żeby sobie po marudzili. Tak po prostu tak typowo po Polsku. Na co ? Do wyboru do koloru.
Bo jest za zimno i trzeba założyć kurtkę, w moim przypadku bo podkoszulki zostały w Poznaniu, a rano było by znacznie milej mieć coś pod koszulą.
Na brak kasy bo ciągle jest jej o wiele za mało, a widziałem ładną kurtkę w jednym ze sklepów.
Na szefa bo zarzuca mnie taką ilością danych, że do piątku się nie wyrobię i to nie najbliższego tylko następnego, ale sam sobie jestem winien po cholerę pokazywałem, że można pracować do 20 i dłużej.
I jeszcze kilka rzeczy.
Czyli ogólnie jest świetnie w sam raz na jesienną depresję.

niedziela, 23 września 2012

nie mam ideałów

dzisiaj rano w niedziele to oznacza o 10 szybko wsiadłem w samochód, żeby podjechać do mechanika w celu usunięcia drobnej usterki, aby nie narazić się policji podczas powrotu do Wrocławiu. Miałem włączone radio RMF Classic, był wywiad z aktualnie najbardziej popularnymi hip hopowcami z Paktofoniki. Przepraszam bardzo, ale młodsi ode mnie zaraz się wkurzą. Miałem ochotę iść zobaczyć ten film, bo lubię być na bieżąco z wydarzeniami kulturalnymi, kino, książka, TV to jest to co bardzo lubię, trochę mi wstyd, że dawno nie byłem w teatrze, na wystawie, w filharmonii, ale prawda jest taka, że stałem się więźniem kredytów na mieszkanie i  samodzielne życie nie u rodziców.   Niestety wywiad zadziałał odwrotnie niż miał, to nie był wywiad promocyjny tylko chyba anty promocyjny. Wiem, że film jest fabularyzowaną wersją według scenarzysty i reżysera, to nie jest biografia, fakt konsultowana z żyjącymi bohaterami, ale jednak rządzi się swoimi prawami. Na filmie chcą zarobić ludzie, którzy bardzo nie honorowo się zachowali podpisując kontrakt z młodymi artystami. Żyjący artyści coś tam tworzą , ale chyba już nie z takim sukcesem, skoro zdecydowali się podpiąć pod historię sprzed 10 lat, ale o mało nie umarłem ze śmiechu, kiedy artysta użył zwrotu "nie zdradziliśmy swoich ideałów". 
Przepraszam bardzo co to takiego jest "moje ideały". 
Idźmy dalej , jeszcze nie czas na podsumowania. Dzisiaj staram się nadrobić braki w informacji, więc siadam przed internet i czytam "Ale jak młodzi mają tu żyć", szczerze nie wiem, nawet nie wiem czy nie daliśmy Europie prezentu, który miał być naszą Polski siłą, młodzi, energiczni wykształceni ludzie. Ktoś zapłacił za ich wykształcenie, państwo Polskie jeśli to była publiczna szkoła wyższa , rodzice i dziadkowie jeśli to była szkoła prywatna. Późno się usamodzielniłem, ale nigdy nie zapomnę tego, że moje życie licealisty i studenta było finansowane przez rodziców i dziadków. Teraz wielu rzekomo z tych wykształconych ludzi pracuje na zmywaku gdzieś w Europie, czy to źle, nie. Czy są czemuś winni, nie. Jedno wiem na sto procent zostali oszukani, przez uczelnie, które dały im tytuł magistra nie warty papieru na którym to wydrukowano. Bohaterka tego listu do redakcji nie ma wielkich wymagań, chce żyć samodzielnie i raz w miesiącu wyjść do kina, nie piszę że będzie jej przykro jeśli nie będzie mogła kupić sobie sushi w dobrym delikatesie, bo woli dyskonta i sama potrafi przygotować sobie jedzenie. 
Jeszcze trochę po marudzę. Redaktorze Miecugow, do jasnej cholery kto jest odpowiedzialny za to, że od 20 lecą seriale z jakąś "Agata", jacyś "Mostowiakowie" lub inny chłam. Ja ? Media od lat zachowują się jak kobiety wolnych obyczajów i mają pretensje o etos dziennikarstwa. Przecież aktualnie nazywanie takich ludzi jak Pan Miecugow, Lis, czy Pani Olejnik dziennikarzami to jest kpina z inteligencji odbiorcy, oni są tylko celebrytami. Nie prowadzą wywiadów , tylko spotkania przekrzykiwaczy lub potakiwaczy. Jest sporo mediów i żeby wypełnić w nich czas to trzeba było obniżyć loty, a na dodatek można było na tym zarobić. 
Podsumujmy "nie mam ideałów", bo zbliżający się do czterdziestki facet jeśli jeszcze jest w stanie samodzielnie myśleć, stwierdzi że nie może mieć swoich ideałów, musi mieć pracę, żeby zarobić na kredyt i jedzenie i będzie to ciągnął tak długo jak trzeba i jest szczęśliwy, że płaci tylko za siebie . Czasami zadaje sobie pytanie czy jego Matrix to też ich Matrix, ale coraz bardziej jest świadomy, że oni mają swój Matrix. Na koniec oświadczam, gdybym wyjechał kiedyś z tego kraju, to będę tęsknił za przyjaciółmi, ale na pewno nie wrócę, a żale Pana Miecugowa zważywszy na fakt że ostatnio korporacja w której pracuje cienko przędzie są chyba żalami osoby, która obawia się zwolnienia i statutu Pana Figurskiego.

niedziela, 16 września 2012

reklamowanie bloga

pod poprzednim postem znalazł się komentarz, który zawiera link do czyjegoś bloga zajrzałem, jak polubię wpisy gościa to zapewne zobaczycie z boku o tym informacje, ale ten komentarz zawiera jeszcze jedną informacje wzbudzającą moje zdezorientowanie, zaskoczenie. Po prostu jestem wstrząśnięty i zmieszany. To jest kolega autora. 
Nie wiem jak wy, ale ja jakoś szczególnie nie reklamuje tej swojej pisaniny, nie mówię, gorzej czasem zasłyszaną myśl w rozmowie wykorzystuje do tego skrobania, ale nie chwalę się, że piszę bloga. Z boku jest lista co lubię czytać, gdzie zaglądam, to nie jest reklama innych blogów to jest zwyczajnie informacja, co lubię czytać. Wiem, że nie którzy blogerzy są celebrytami i blog jest dla nich elementem autopromocji. Czytałem wielokrotnie, że niektórzy blogerzy się spotykają, z niektórymi sam bym pogadał. O tym skrobaniu nie informuje moich znajomych z którymi się spotyka. 
Dla mnie blog to płaszczyzna poznania ludzkiej myśli, nie wiesz czy jestem niski czy wysoki gruby czy chudy, czy jestem blondynem czy brunetem, a może rudzielcem. Żaden aspekt mojego wyglądu, czyli to co jest pierwszym elementem w poznawaniu ludzi znikło. Czasami zwiększam atrakcyjność wpisu obrazkiem, niestety jest to obrazek z netu , doskonały model jeszcze podretuszowany w programie graficznym. 
Wracając do reklamowania blogu nie przeszkadza mi to, choć sam tego nie robiłem , zwykle jak coś ciekawego znajdę to zostawiam komentarz ale bez podania adresu zwrotnego, google mu i tak pomoże w poszukaniu kto pozostawił ten wpis.
Na koniec najbardziej absurdalna forma reklamowania bloga , karteczka z adresem przyklejona na przystanku tramwajowym, tak jak czasami reklamują się korepetytorzy.  Nie wyobrażam sobie tej formy reklamy w moim wydaniu , kilka słów i adres.

sobota, 8 września 2012

ROCZEK

dzisiaj ten blog skończył roczek.  Postrzegam to jako sukces, bo zakładając blog nie wierzyłem, że wytrwam tak długo. Zwłaszcza, że nie jestem wytrwały w realizacji celów. Wiele spraw pozaczynałem w ostatnich latach i bardzo szybko kończyłem te działania. Bez czekania na rezultat, a może startowałem w konkurencjach, do których nie mam predyspozycji. 
Jestem wdzięczny wszystkim, którzy dają radę przez te moje chaotyczne zapiski przebrnąć. Tym którzy czytają mnie regularnie i tym co zajrzą tu raz na jakiś czas. Zaś najbardziej jestem wdzięczny tym co mają odwagę coś skomentować i pomagają mi spojrzeć na temat z innego punktu widzenia. 
Dziwnę dla mnie jest to, że tych co komentują wprawdzie nie znam osobiście tylko wirtualnie, ale odbieram jako jedna z grup moich znajomych, a najlepsze jest to że mam wrażenie jakby wszyscy siedzieli na mojej kanapie i ostro coś komentowali.

Jeszcze obiecane odpowiedzi dla tych co byli odważni i napisali komentarze pod poprzednim postem
1. zwykle wybieram szafkę gdzieś z boku, żeby raczej być mniej widocznym, ale bez przesady. Nie robię szopki z ręcznikiem jako parawanem, bo byłby to w moim wydaniu tylko dodatkowa komplikacja w przebraniu się. Czyli stojący obok mnie ludzie, bliżej lub dalej są narażeni na prezentację dzieła Stwórcy w pełnej okazałości. 
2. Zawszę biorę prysznic bez względu czy są kabiny, przegrody czy ich w ogóle brak, nago mokre gacie byłyby dla mnie niezłym kłopotem i tak po zajęciach jak jestem mocno spocony mam problem ze spoconymi spodenkami, które nie chcą się odkleić od tyłka.

I fotka w ramach torcika urodzinowego 

środa, 5 września 2012

ja chcę faceta, a tu znowu trafiam na babę

kiedyś miałem ciekawą rozmowę z dziewczyną, z którą byłem uczestnikiem grupy spiningowej. Dla niewtajemniczonych, to tacy wariaci co pedałują zwykle w ciemnej sali na rowerach, które pomimo ich wysiłku nie przesuwają się nawet o centymetr. Ta poznana dziewczyna stwierdziła, że nie znosi chodzić na zajęcia, które prowadzą kobiety. Szczere ja też. Panuje jakiś dziwny chaos treningowy, komendy są takie jakieś miękkie i nie ma wśród uczestników rywalizacji. Po prostu każdy sobie rzepkę skrobie.

Dzisiaj byłem pierwszy raz na zajęciach spiningowych we Wrocławiu, zajęcia prowadziła dziewczyna. medalu to ona za prowadzenie zajęć nie dostanie ode mnie, sam chyba bym lepiej je poprowadził. grupa ludzi bardzo kameralna i bardzo dziwna trochę jakby przyszli za karę. W Poznaniu jak chodziłem trzy miesiące temu to grupę tworzyli trochę tacy hardcorowcy, rywalizacja straszna, ale dla mnie to było bardzo fajne. Tutaj lekko łatwo i przyjemnie czyli nie wiadomo po co to było.

I na koniec mam kilka pytań, na które sam odpowiem Wam, w kolejnym poście, jeśli pojawi się kilku odważnych i udzieli odpowiedzi w komentarzach.
1. Jeśli przebieracie się w szatni to kombinujecie w szatni z ręcznikiem, żeby broń boże, nikt nie zobaczył waszych tyłków, penisów i pochw. Czy robicie to bez zbędnej ceregieli i jak najszybciej się przebieracie nie bawiąc się w parawanik z ręcznikiem?
2. Po zajęciach korzystacie z prysznica ? Zawsze, czy tylko gdy są zamknięte kabiny ?

poniedziałek, 3 września 2012

kłopoty z odzieżą, a może z samym sobą ?

są takie dni, kiedy człowiek powinien mieć prawo leżeć w łóżku cały dzień, nie ruszać się i nic nie robić.
Dzisiaj miałem taki dzień, zaczął się niewinnie, zamiast wybrać drzemkę 5 minutową wyłączyłem kompletnie budzik w telefonie. Po godzinnej drzemce zorientowałem się, że dzisiaj będę nieźle w tyle. Etap drugi poranna toaleta brak szamponu, kto do cholery go zużył, przecież mieszkam sam.
Wiązanie krawatu, podejście pierwsze nie udane, start numer dwa wygląda tragicznie, zrezygnowałem, szybka decyzja pojawię się bez krawata ( czy krawatu ?). Wychodzę z domu, jestem spóźniony nadrobię czas jadąc samochodem, czy aby na pewno. Gonię cały dzień w pracy mało skutecznie.
O 12 pracę w dziale zaczyna młody chłopak na zastępstwo. Ma spodnie jeansy biodrówki, więc jak siedzi wystają mu mocno majtki, nie piszę czy bokserki czy slipy bo aż tak bardzo nie wystawały, ale białe. Wyglądało to trochę komicznie, on , trzy dziewczyny w biurze, które mogłyby to podziwiać, ale mają odwrócone do niego biurka i ja który miał to na widoku.
Chłopaczek, jeden z tych, którzy w tej wielkiej firmie zwrócili moją uwagę. Nie wiem dlaczego tak jest, że widzę wielu facetów, a tylko kilku zwraca moja uwagę i rodzą się kosmate myśli. Mam zbyt wysokie wymagania?  

tak w temacie i nie w temacie ;)

sobota, 1 września 2012

Victoria Gracyn we Wrocławiu straszy !!!!!!

we Wrocławiu mieszkam i pracuję w Śródmieściu, 15 minut tramwajem i jestem na drugim końcu odcinku mojej codziennej podróży. Czasami, jak jest ładna pogoda to nawet do mieszkania wracam na pieszo, nie zależy mi czy się zgrzeję, koszulę i tak wyrzucę do pralki. Po drodze mam okazję podziwiać architekturę miasta, czasami robi mi się przykro gdy widzę oszpecone bazgrołami kamienicę, kiedyś tak bardzo nie raziły mnie reklamy na budynkach, ale ostatnio bardzo, zwłaszcza jak dostrzegłem że ich rozmiar jest wielkości budynku, to przesada.

Szmata, powieszona na ścianie budynku, na nim wielka baba podretuszowana w photoshopie od dwóch dni prześladuje mnie. Zastanawia mnie czym tak wielkim zasłynęła Pani Gracyn, żeby jej przybycie do jednej z galerii handlowych Wrocławia musiało być na ponad miesiąc obwieszczone wszem i wobec całemu światu.
Cóż za niebieska krew w niej płynie, tytułów przed nazwiskiem brak. Bo jeśli ta Pani jest tylko słynna z nazwiska lub z tego powodu z kim się przespała, to świat schodzi na psy.

Mój anarchistyczny postulat. Po raz pierwszy chce mi się nawoływać do rewolucji. Ta rewolucja powinna nastąpić w myśleniu, moje prawo nie może oznaczać kogoś odruch wymiotny. Nasze otoczenie musi być obwieszone szmatami reklamującymi wątpliwe dobra ? Może czas za protestować przeciwko takiemu postępowaniu. Czy we Wrocławiu w Urzędzie Miejskim jest etat architekta miejskiego i lub plastyka miejskiego,  obu należałoby w samo południe wyciągnąć z biura i wybatożyć pod pręgierzem za rażące nie dopełnienie obowiązków. Na pewno istnienie ich etatów jest bez sensu, Panie Prezydencie Dutkiewicz to jest darmowa porada ekonomiczno - polityczna jak ciąć koszty w hydrze biurokracji.

środa, 22 sierpnia 2012

kochani klakierzy i inni parzystokopytni


w życiu pracownika mniejszej lub większej firmy ważne jest rozpoznawania pewnych zachowań w firmie. Dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze natrafiam, na kilka gatunków saków biurowych. Nazywam ich tak dla tego, że niezależnie jak bardzo Dilbertowska jest dana firma , zawsze spotykam ssaczy, gdyby szef powiedział, że od jutra obowiązkiem każdego pracownika jest chodzić po suficie , to nie byli by wstanie zaprotestować tylko cała noc trenowaliby, pomimo ze na drugi dzień byliby cali poobijani. Oto zwierzątka rozpoznawane prze ze mnie w życiu biurowym :

  1. klakier – płeć nieistotna, sposób rozmnażania niezbadany , występujący zawsze w każdej firmie. Czym dłużej istnieje firma tym jest ich proporcjonalnie więcej. Klakier nigdy nie lubi innego klakiera niszczy go za wszelką cenę, chce być tym jedynym zauważanym przez Prezesa. Zbyt duża ilość klakiera zagraża bezpieczeństwu Firmie, dlatego nadmiar klakierów jest niszczony przez samych klakierów, prawo doboru naturalnego,
  2. biurwa - według słownika Atlu, to – płeć samica pracująca w księgowości i lub administracji , wykształcenie średnie ogólne lub wyższe magisterskie nie ekonomiczne i nie prawnicze. To zwykle zafascynowana zwierzątkami absolwentka Uniwersytetu Przyrodniczego, lub absolwentka Uniwersytetu wydział kulturoznawstwa lub filologi polskiej lub innej filologi , której nazwa Atlu nic nie mówi, a na końcu okazuje się, że trafiła tam bo na anglistyce, germanistyce lub rusycystyce zabrakło miejsc. Czasami biurwa ma ukończone jednoroczne studia podyplomowe z rachunkowości. Biurwa nie zmienia pracy tylko awansuje poprzez sympatię u szefa, nie wychyla się stara się podczepić pod osoby z wiedzą z dziedziny ekonomi lub prawa i cichutko sobie czeka, na awans, na który się przy okazji załapie. Biurwa to pasożyt, i jak każdy pasożyt pełni funkcje pożyteczne, ale czasami doprowadza do śmierci żywiciela czyli księgowego, który ma wiedzę doświadczenie i potrafi dużo w tej dziedzinie,
  3. niebieski ptak – płeć męska, zakres obowiązków , zawieźć przywieść szefa z imprezy, wypić z nim kawę na etacie w Firmie, ale załatwia głównie sprawy prywatne szefa. Dużo wie, dużo mówi o szefie co służy jako klasyczny lep na muchy, czyli pracowników co łatwo dają swoje żale na szefa. Niestety to jest najlepszy kumpel prezesa, więc komunikacja działa w obie strony,


środa, 15 sierpnia 2012

o złocie i bursztynie


zacznijmy od obrazków, prawda że robią wrażenie ? Dlatego kompletnie mnie nie dziwi, ze kilka tysięcy Polaków w ostatnim czasie ogłupiało i wpadło w gorączkę poszukiwaczy zysków i powierzyło swoje pieniądze spółce prowadzonej przez osobę o nie najlepszej przeszłości o nie jasnych zamiarach. Do rzeczy obawiam się, że nasi władcy z marnym wykształceniem znowu się odbiją od skrajności w skrajność i z powodu jednego oszustwa tak utrudnią zakładanie spółek, że gdy po kilku miesiącach wzrośnie bezrobocie będą zdziwieni, że tego są takie skutki, a oni chcieli dobrze. Tak naprawdę za sukcesem firmy z bursztynem i złotem w nazwie stoi organ kontroli systemu bankowego zwany w skrócie KNF, to nie kto inny tylko KNF stoi za sukcesem tej firmy i jest odpowiedzialny za utratę wielu milionów złotych przez Polaków. Tylko, nie dlatego jak większość krzyczy z powodu braku nadzoru nad firmą, ale odwrotnie z powodu nadzoru systemu bankowego w sposób przeregulowany. Jego sławetne rekomendacje już od dłuższego czasu utrudniają ludziom zaciąganie kredytu na dom, samochód i może wakacje. Ktoś ostatnio szukał kredytu hipotecznego, pożyczki konsolidacyjnej. Jedna dwie spóźnione raty karty kredytowej i do widzenia, przykro nam jest Pan, Pani  nierzetelnym klientem. W ten sposób tak naprawdę banki nie udzielają kredytów. Tylko je odnawiają i to zawsze na poziomach niższych niż dotychczas, żadna firma nie ma szans na rozwój. Skoro banki nie udzielają kredytów nie potrzebują naszych lokat, a jak obniżyć poziom lokat prosto wystarczy powolutku obniżać oprocentowanie lokat, ludzie sami odejdą.
Czyli mamy grupę ludzi, którzy potrzebują pieniędzy i nie mogą ich pożyczyć w przeznaczonej do tego instytucji zwanej bankiem i ludzi, którzy mają pieniądze ale chcą na nich zarabiać, a nie sponsorować dyrektorów i w taki sposób, rączkami tępych polityków i wszystko najlepiej wiedzących urzędników powstał sektor gospodarki, który przez wielu mądrali jest nazywany parabankowy , bo nie jest pod nadzorem państwa.
W ostatnim czasie z hukiem padło jedno z największych przedsiębiorstw budowlanych, na bruk z branży budowlanej lekko wyleci 150 tys ludzi, a na pewno będzie miało problem z otrzymaniem wszystkich na czas wynagrodzeń. Tego lata padło dziesięć firm z branży turystycznej współczuje porzuconym na pastwę klientom, ale bardziej współczuję, ludziom, którzy utracili pracę. No i ostatnio parabank. 
Rok 2012 się nie skończył i co z tego wszystkiego wyniknie, lepiej nie myśleć o opłatach regulacjach prawnych jakie zostaną narzucone na moment założenia firmy, żaden z trzydziestolatków nie założy firmy, tylko zasili listę bezrobotnych. Chyba, że ma tatusia burmistrza to załatwi mu w urzędzie, albo żeby tak nie denerwowało obywateli w jakiejś spółce miejskiej. Przykład idzie przecież z góry.

Autor nie jest urzędnikiem państwowym, samorządowym, nie posiada własnej firmy i nie jest powiązany zawodowo z opisanymi powyżej przedsiębiorstwami. Post jest jego prywatną opinią. Nie jest materiałem reklamowym.

niedziela, 12 sierpnia 2012

rozmowy na rodzinnych imprezach

kilka lat temu dostałem zaproszenie na rodzinną imprezę jubileuszową, kiedy chciałem się zgrabnie z niej wykręcić usłyszałem, że jak tak dalej pójdzie to będziemy się spotykać tylko na chrzcinach, ślubach i pogrzebach. Wczoraj byłem według tej klasyfikacji na nadprogramowej imprezie rodzinnej. Niestety już od kilku lat obserwuję, że nie ma nic gorszego niż rozmowy na tych imprezach, nawet gdyby kucharz danie główne podał przypalone byłby mniejszy swąd niż z niektórych niedokończonych rozmów. Cudem nie dochodzi do awantury, ale kwasy zawsze zostają. 
Zawsze trafi się jakiś rozpolitykowany konserwatywno - etatystyczny uczestnik imprezy, który czym dłużej trwa impreza tym bardziej rozdrażni resztę, zawsze jest za mało państwa w państwie, zawsze są biedni pokrzywdzeni, którzy jakimś boskim cudem byli wstanie zarobić 200 tys zł, ale bozia im odebrała zdrowy rozumek i zainwestowali w super lokatę i co? Komentarze jakie padały pod adresem przedsiębiorców lepiej nie cytować, chociaż ich samych zapewne nieźle szlag trafia jak słyszą używanie tej nazwy wobec pospolitego oszusta. 
Kolejny temat to obgadanie wydarzeń z życia nieobecnego uczestnika imprezy, nieważne czy mu się aktualnie powodzi czy nie i tak człowiek rozsądny pomyśli sobie "boże chroń mnie od przyjaciół, z wrogami sam sobie poradzę" 
Szczerze, nie wiem kiedy to się stało, ale nie przepadam za wszelkimi rodzinnymi imprezami ponieważ prowadzone są na nich nudne rozmowy, z których nic nie wynika. Trzeba się cholernie pilnować, żeby przypadkiem niczego za dużo nie powiedzieć o kimś lub co gorsza o sobie.
Nie wiem dlaczego, ale coraz częściej mam takie wrażenie, że człowiek od uroczenia jest przez około 25 lat członkiem rodziny, potem jeśli potrzebuje żyć w takiej jednostce społecznej powinien założyć własną nową i mieć swoje dzieci. Człowiek dorosły bez drugiej połówki, a zwłaszcza bez potomstwa staje się bardziej nieskory do zawierania kompromisów z własną najmniejszą podstawową komórką społeczną jaką jest rodzina. To dla dobra potomstwa narzucamy sobie dobrowolnie pewne ograniczenia 

niedziela, 5 sierpnia 2012

marudzenie Kłapouchego

inaczej wyobrażałem sobie swój start we Wrocławiu. Myślałem, że to będzie nowa ekscytująca podróż, w której poznam nowe miejsca , nowych ludzi. Poznam nowy punkt widzenia. Uważałem, że nie mam problemu z komunikacją i zapoznaje szybko nowe osoby, to nawet nie jest mój osąd o sobie to jest opinia obcych ludzi o mnie poznanych wcześniej. Niestety podsumowując pierwsze dwa miesiące we Wrocławiu prawda jest taka, że znam tylko ludzi poznanych w pracy. Chyba mam klasyczny syndrom samotnego emigranta opisany przez kogoś w zdaniu „ameryka to łóżko i fabryka”.

Kiedy zostaje na weekend we Wrocławiu to chodzę bez większego sensu po śródmieściu podziwiam architekturę miasta, wpadam do empiku przejrzeć nowości książkowe, gdzieś wypić lanserską kawę w kubku z logo firmy tylko po to żeby skorzystać z ich darmowego wifi.
Mobilny internet, proszę niech operatorzy tych usług nie rozśmieszają mnie, przereklamowane, drogie i kompletnie nieefektywne do większości stron w tej chwili będących w internecie. Nawet ten prosty jak bicz dziadowski blog ładuje się śmiertelnie długo, a jest na nim trochę zdjęć ostatnio coraz mniej i trochę muzyki.
Na spacerach po Wrocławiu zaliczam zawsze Rynek, i tam mam nadzieje posłuchać pewnej pary grającej na skrzypcach. Jeśli fachowcy od muzyki powiedzą, że to altówki lub coś innego to wierzcie im nie mi , pomimo że miałem lekcje muzyki w szkole to poziom tego był naprawdę marny. Wracając do pary artystów zawsze wykonują ten sam repertuar, ale moim skromnym zdaniem robią to dobrze, a przede wszystkim świetnie dobrali repertuar zgodnie z dewizą z „Rejsu”. Jest więc tango z filmu „Zapach kobiety” , muzyka z „Ojca chrzestnego” i jeszcze kilka znanych utworów. Oczywiście otwarty futerał na dotację też. Zwracają na siebie uwagę jeszcze jednym, to młodzi ludzie schludnie, czysto ubrani nie ekstrawagancko tylko zwyczajnie ona w sukience bardzo delikatnej skromnej on w koszuli i szortach. Wyróżniają się wobec grajków, którzy wyglądają jakby wyszli z kanałów, których jeansy może były prane w zeszłym miesiącu, których włosy widziały szampon i grzebień może w zeszłym tygodniu. Żeby nie powstało między nami nieporozumienie, ale jest jakaś mądrość ludowa w tym , że drugiego człowieka niestety oceniamy po wyglądzie. Nie chodzi o markę ciuchów tylko o ich stan, o ich czystość, o higienę. Ich ciuchy moim skromnym zdaniem to zwyczajne sieciówki, na dodatek o ile dobrze kojarzę oni często są ubrani tak samo.

Mój okres próbny się kończy, podobno zostanie ze mną przedłużony okres współpracy . Czyli mój pobyt we Wrocławiu będzie trwał. Co oznacza, że jeszcze kilkadziesiąt razy ponudzę opisami swoich obserwacji Wrocławia, jego architektury i moich opinie o ludziach tu mieszkających. To jest spojrzenie przybysza z zewnątrz . Dziwne, ale dopiero ten pobyt rodzi we mnie pewne pytania dotyczące wyglądu i życia w Poznaniu. Czym dłużej o tym wszystkim myślę, to dochodzę do wniosku, że w Polsce powinien powstać pomnik , przecież my uwielbiamy stawiać pomniki „Pomnik dla dwóch milionów Polskich emigrantów, którzy wyjechali w ostatnich latach, bo państwo Polskie ich olało”


na koniec fotka znaleziona gdzieś w internecie, a przypomniałem sobie o niej na niedzielnym spacerze po Nadodrzańskim Bulwarze słuchając RMF Classic. 

sobota, 28 lipca 2012

w życiu ważni są ludzie, z którymi wymieniamy myśli

kiedy spotykam ludzi, których nie znam i z jakichś powodów zagadują oni do mnie to zwykle grzecznie odpowiadam starając się kontynuować rozmowę. Odpowiadam nie zamykając jej jednym zdaniem, staram się doprowadzić do kontynuacji rozmowy. Może moje skromne doświadczenie życiowe pozwala mi patrzeć na ludzi z wiarą w drugiego człowieka, a może to jest zwykła naiwność. W poście sprzed jakiegoś czasu pisałem ile  moim zdaniem zabawnych historyjek mnie spotyka, które są tak naprawdę połączeniem absurdu, głupoty i jeszcze kilku prymitywnych ludzkich cech.
Od kilku tygodni siedzi mi dialog w głowie, z którego płynęło wymowne spostrzeżenie jakim to jestem herosem. Nie wiem dlaczego, ale nie czuję się dobrze w sytuacjach kiedy jestem podziwiany, że walczę. Spowodowane  jest to tym , że wiem ile razy wyłem do księżyca, że już mi się nie chce walczyć, że po raz kolejny upadłem zamiast sukcesu jest porażka.
Dlaczego nie lubię tego zachwytu nad bycia herosem, bo wszyscy ludzie walczą, a ja walczę inaczej.
Oto kilka ciekawych spostrzeżeń z mojego życia we Wrocławiu:
1. nie lubię w nim jeździć samochodem, bo zawszę się gubię i robię kilka dodatkowych kilometrów,
2. uwielbiam Starbucka na rogu Rynku, jeśli ich Americano kosztuje 10 zł mówi się trudno zapłacę za frajdę dobrej kawy i internet bez limitu, a może coffe heven z boskim obsługującym na przeciw Galerii Dominikańskiej, zastanowię się ...,
3. wynajmowane mieszkanie jest za drogie i za trudne do życia dla mnie, a co najgorsze zbyt klaustrofobiczne, bo o walnięciu głową w szafki zbyt wiele razy nie wspomnę,
4. kiedyś w Poznaniu odbyłem rozmowę z Panią z Łodzi, która robiła karierę w Poznaniu, miała problem z zaadoptowaniem i poznaniem kogoś w Poznaniu użyła wiele krytycznych słów pod adresem poznaniaków, ze swoich obserwacji muszę stwierdzić, że to nie był problem poznaniaków , tylko Polaków w pewnym wieku wniosek powstał na bazie moich doświadczeń we Wrocławiu, też mam problem wyjścia z kimś na kawę czy na spacer, wydaje mi się że wiele nie oczekuję jeden raz na dwa tygodnie,
Inspiracją do tych przemyśleń był Michel Phelps i jego występ na olimpiadzie bardzo mi było go żal, kiedy na 400 metrów zajął 4 miejsce w Londynie.
a i na koniec muszę zapisać się do jakiegoś klubu fitnes we Wrocławiu, wiem że pasuję tam jak kwiatek do kożucha, mówi się trudno ale przynajmniej jakoś odreagowuję stres związany z pracą i mam ochotę do działania, mam nadzieję, że nie spotkam na wejściu do klubu kretyna rodem z NIKU w Poznaniu

sobota, 14 lipca 2012

klonowanie jestem na nie

nie jestem wielkim fanem nauk kościoła katolickiego, uważam że ciągle popełnia błędy w rozumowaniu współczesnego świata. Kilka lat temu miałem bardzo specyficzną rozmowę z pracownikiem w biurze na temat uczęszczania do kościoła na msze i do spowiedzi. To były początki mojego kryzysu przynależności do kościoła katolickiego. Nie uważam, że przechodzę wieloletni kryzys wiary. Zwyczajnie postrzegam wiarę w Boga niestety tak jak Marcin Luter przedstawioną w filmie Luter. Może jest to tylko fabuła rodem z Hollywood, nieprawdziwa jednak przekonuje mnie. Nie rozumiem formy spowiedzi przy konfesjonale, nie akceptuje dawanego tam rozgrzeszenia. Nie rozumiem dlaczego ja mam się spowiadać z brandzlowania, a siedzący tam spowiednik podobno tego nie robi ? Wolne żarty? Dorosły facet, bez baby ? 
Jednak szczerze przyznam, że zgadzam się z kościołem katolickim w jednej kwestii. Klonowanie. Nie chcę drugiego Atlu na świecie, zresztą świat tego by nie zaakceptował. Klonowani byli by piękni, bogaci a świat nie składa się z super modeli, świat jest szary, nudny i raczej dąży do zwyczajności bo przez to można dostrzec piękno. 
Mam nadzieję, że jeszcze dla każdego z nas inaczej wygląda piękno.

poniedziałek, 9 lipca 2012

92 % Polaków nienawidzi mnie ?

Doprawdy ? Po prostu super ? Kilka dni temu przeczytałem gdzieś w sieci, jaki problem Polacy mają z innością. Wprawdzie pytanie było dość ostro postawione i brzmiało tak jak poniżej :
Kogo traktujemy najgorzej ?
Oto statystyczne odpowiedzi
Chorych psychicznie 49 % ,
Homoseksualistów 49 %
Osoby niepełnosprawne fizycznie 43 %
Osoby o odmiennym kolorze skóry 43 %
Ludzi starszych 33 %
Osoby po rozwodzie 15 %

Nie ma co, mam nadzieję, że moje sumowanie ma charakter prowokacji rodem z tabloidu, i że tak naprawdę to są Ci sami ludzie, źle traktują innych ludzi bez względu na zmienną. Ci sami Polacy są chamami wobec ludzi starszych , niepełnosprawnych, czy gejów. Czyli maksymalnie 49 % Polaków jest ksenofobami, którzy mają uprzedzenia wobec innych ludzi bez względu na powód.

Ponieważ wczoraj i dzisiaj zdarzyły mi się moim zdaniem zabawne historie, nadal powodujące, że jako 100 % naiwniak będę wierzył w dobroć drugiego człowieka opowiem wam kilka dialogów z mojego życia , kilkadziesiąt osób je zna i nie zawsze wiedzą czy wypada się śmiać, więc żeby nie było wątpliwości pozwalam się rechotać na całego, niepełnosprawni mają poczucie humoru , wiersz wolny oznacza nową historie:

Kiedyś z bratem zajechałem samochodem na parking pod jakieś centrum handlowe ja jako kierowca, on jako pasażer. On wyskoczył z samochodu szybko, a ja coś jeszcze robiłem w środku i nagle widzę jego twarz w drzwiach samochodu:
  • Możesz szybciej wyłazić , bo mnie zaraz jakiś starszy Pan zlinczuje stanąłeś na kopercie dla inwalidy.
  • Chcesz mi powiedzieć, że cudownie ozdrowiałem i mam normalne ręce – zapytałem złośliwie – szarpiąc się w środku z branymi ze schowka jakimiś drobiazgami
  • Niestety nie, ale samochód według Pana jest za drogi na inwalidę bo wygarnął mi, że mam stracha, że mi go ukradną
Wysiadłem, mina Pana bezcenna, samochód był pożyczony.

Jak muszę tankować paliwo, to zwykle proszę obsługę o pomoc i z tym nie ma problemu, niestety te same osoby obsługują dystrybutor od gazu no i kiedyś zdenerwowany Pan nie mogąc się doczekać obsługi zauważył, że jeden z Panów tankuje mój samochód i się zaczęło
  • Nie widzi Pan, że ja czekam – zaczął klient
  • Jak skończę tankować samochód tego Pana – wskazując na mnie -podejdę do Pana
  • Co rączek się nie chce brudzić ?
  • Szczerze nie chce się brudzić – odparłem, właściwie na tak zadane złośliwie pytanie nie wiem jak należy odpowiedzieć. I ruszyłem w kierunku do kasy. W tym momencie facet dopiero mógł zobaczyć, że nie jestem doskonały, ale sprzedawca też sobie ulżył i powiedział co o nim myśli. Kiedy wróciłem po zapłaceniu Pan podszedł i powiedział
  • Przepraszam
  • Niestety mleko się wylało – to była moja odpowiedź, chociaż szczerze powiem , że było mi go żal.

To jest z ostatniej soboty, muszę przyznać, że irytują mnie żebrzący we Wrocławiu zwłaszcza dzieci. Siedzę sobie w Starbucku , tylko dlatego, że mają darmowy internet, ale rad im za to zamówiłem ciastko i kawę. Jakiś chłopak z obsługi zaniósł mi ciastko i kawę do stolika,a przecież wiadomo, że to lokal radź sobie sam, te wąskie małe stoliczki obok siebie, obok mnie siedział fajny młody gość biedak był ofiarą zasłyszanej rozmowy. Podszedł dzieciak żebrzący , który chciał, kasę, lub ciastko i usłyszał NIE, ale ważniejsze była nasza rozmowa :
  • Pan ma krótsze ręce od urodzenia ?
  • Tak
  • Jak Pan będzie jadł to ciastko ?
  • Normalnie, widelcem – wypaliłem
  • Dlaczego tak się Pan urodził ?
  • Zażalenie proszę wysłać do Pana Boga – że to wypaliłem nie żałuję, bardziej mi było wstyd przed chłopakiem siedzącym obok i powiedziałem do niego
  • Przepraszam, że musiał być Pan świadkiem tej rozmowy.

I ostatnia historyjka na dziś, wchodzę do tramwaju i dostrzegła mnie matka z synem kazała mu ustąpić miejsca dla mnie, chłopiec zrobił to automatycznie może miał z trzynaście lat, wcale ta dzisiejsza młodzież nie jest taka zła, jak ma mądrych rodziców. Niestety do zwalnianego miejsca szybsza była 40 paro letnia dama, do emerytury jej daleko i od matki chłopca na pewno nie była wiele starsza. Ta widząc co się stało, wstała i wskazała swoje miejsce, było mi bardzo głupio, facet przed 40, a nie potrafi się utrzymać w tramwaju na stojąco, niestety takie są fakty.

Jeszcze raz przypominam, nie wiem dlaczego ale mnie te historie śmieszą. Zdaję sobie sprawę, że to trochę absurdalny żart, ale dlaczego nie, co w tym jest złego.

Nie obchodzi mnie to ilu ludzi ma ze mną problem, interesują mnie tylko Ci dla których na Sądzie Ostatecznym będę mógł być świadkiem, że naprawdę starali się być dobrymi ludźmi.

Jeśli nie wiesz jak skomentować ten post, nie rób tego na siłę. Jeśli śmiałeś się z tych historii to jest mi naprawdę miło i nie wstydź się tego. Tak szydzę z siebie i to czasami zbyt często, nie zamierzam płakać.


I na koniec obrazek, dla tych co się zatrzymali na 43 % ;) 



czwartek, 5 lipca 2012

rollercoster


Po weekendowym powrocie do Wrocławia przeżywam psychiczny rollercoster.
W poniedziałek był dół zwłaszcza na wieczór kiedy dopadło mnie zmęczenie i uświadomiłem sobie, że te moje wyjazdy do Poznania są bez sensu. Odwiedzam rodziców, brata i jego żonę. Zauważam, że ostatnio jest w nich jakieś zarozumialstwo pozwalające im wypowiadać na każdy temat zwłaszcza jeśli dotyczy mnie. Punktują mnie na każdym kroku szczególnie jeśli mogą wystawić ocenę negatywną. Czyli taki rodzinny standard. Jednak trzeba zawsze pamiętać, że z rodziną dobrze się wychodzi ale na zdjęciu i to pod warunkiem stania z boku.
We wtorek w pracy było emocjonująco pozytywnie, robiłem swoje. Zdobywałem moje małe szczyty w tym bardzo nudnym zawodzie, ale moje. Kroczek po kroczku w kierunku celu, popołudniu zakupy w hipermarkecie, później kilka standardowych przelewów człowieczka XXI wieku i ponad połowy wypłaty już nie ma a tu trzeba za coś żyć do końca miesiąca, mimo wszystko dzień uznaję za udany. Tylko koniec był fatalny bo uświadomiłem sobie, że odbierając ostatnio koszule z pralni musiałem jednej nie otrzymać, czyli jestem w plecy, lepiej nie myśleć ile.
Środa to nie był dzień, to był jakiś horror. Ze starej pracy sms, kilka telefonów. Cholera od 1 kwietnia nie jestem ich pracownikiem, a oni teraz mając problem dzwonią do mnie po poradę, ale jednocześnie mówią to z tekstem, że „ich zostawiłem”, przepraszam ale „kto pod kim kopie dołki, ten sam do nich wpada”. Na pewno zmiany nie żałuję. Muszę iść do przodu dalej.
Postanowiłem na ten weekend zostać we Wrocławiu, wyspać się, połazić bez sensu po mieście, zrobić kilka zdjęć, których wartość artystyczna będzie równa zero, wartość kronikarska zapewne taka sama. Ponudzić się , może pójść do kawiarni, lub do kina żaden szał. Czyli samotny weekend w wielkim mieście. 
Zastanawia mnie ciągle w jakim kierunku to pobiegnie, czy moja przyszłość jest we Wrocławiu, czy ze spuszczonym ogonem wrócę na stare śmieci, a może pójdę dalej do przodu. Tylko żebyśmy się dobrze zrozumieli ja jestem zadowolony z nowego miejsca pracy , widzę w nim potencjał na mój rozwój zawodowy, ale co bardziej ważne liczę na dobrą kase.    

zdjęcie znalezione na tumbrl.com taka abstrakcja, dla mnie fantastyczna, a dla wielu już nie zrozumiała 

piątek, 29 czerwca 2012

cześć kochanie, pa skarbie

od kilku dni nasz dział regularnie przynajmniej dwa razy dziennie odwiedza bardzo młody chłopak z innego działu skąd się znalazł tak nagle było dla mnie bardzo dziwne. Chodzi do dziewczyny, która ma stanowisko najbliżej mojego. Wprawdzie sprawy zawodowe decydują o ich spotkaniach, ale ja oczywiście do produkowałem sobie lepszą fabułę, spod znak amora. Moim skromnym zdaniem, on robił maślane oczy do dziewczyny z którą prowadzi te fachowe konsultacje. Nie ukrywam, że od pierwszego zobaczenia , mam wrażenie jakby amor swoją strzałą trafił też mnie, niestety w tych sprawach mamy do czynienia z Panem Ciapowatym, więc on chodził do koleżanki, która ma chłopaka, a ja wzdychałem do niego. Nieźle, jak z tandetnej komedii romantycznej klasy b. Dzisiaj moje marzenia w pierwszym momencie zostały roztrzaskane w drobny pył. Ktoś zadzwonił do niego i przywitał się słowami "cześć kochanie" poinstruował co by chciał zjeść na obiad i zakończył rozmowę "pa, skarbie". Oczywiście w pierwszym momencie pomyślałem, że ma dziewczynę, ale po zakończeniu swojego dnia pracy, który dziś nad wyraz był długi w tramwaju wracając do domu uświadomiłem sobie swój błąd, bo gdyby miał chłopaka zdecydowanie lepsze dla niego są takie wyrażenia. Nie poznałem imienia tej osoby i co ważniejsze płeć osoby po drugiej stronie jest założeniem. Powstaje dwuznaczność, która jest bezpieczna dla obu stron. 

czwartek, 21 czerwca 2012

SALGIA w Biznesie


dzisiaj miałem pewien przebłysk filozoficzno teologiczny , czy udany odpowiedzą Ci, którzy będą mieli odwagę skomentować ten post, a właściwie przebrnąć przez zapoznanie się z nim.

Czytający mnie od jakiegoś czasu, są zorientowani, że z naukami kościoła jestem delikatnie mówiąc na bakier. Jednak druga strona medalu wyraźnie pokazuje, że czytam biblie jej urywki całości i staram się je zrozumieć na swój pokręcony sposób. Pewne wydarzenie z biznesu, polityki i Euro 2012 spowodowało, że uświadomiłem sobie, że nauki kościoła przede wszystkim są fatalnie przekazywane przez rzekomych nauczycieli, mam na myśli księży, są mówione językiem archaicznym nie dzisiejszym, ale co ważniejsze kościół katolicki nie stosuje nauk Jezusa Chrystusa tylko stał się wyznawcą Mamona*.

Zadajecie sobie pytanie jak współcześnie rozumieć siedem grzechów głównych, bo ja tak, staram się znaleźć ich zastosowanie w każdym elemencie swojego życia. Nie jestem nawiedzony, tylko kiedy coś w życiu spierdolę zastanawiam się, które z Boskich przykazań złamałem, lub którego grzechu się dopuściłem. Dzisiaj jednak podsumuję polski biznes, polskich urzędników obecnych na pierwszych stronach, gazet, portali od dobrych kilku tygodni i to nie z powodu sukcesów tylko porażek.

Grzech pierwszy „Pycha” - popełniają go wszyscy, którzy twierdzą, że dana firma, bank nie może upaść bo jest zbyt ważna dla kraju, kontynentu i to jest niemożliwe. Naprawdę trzeba być cholernym nieukiem, żeby powiedzieć takie zdanie. Skoro upadło Państwo Faraonów, Imperium Rzymskie, Imperium Osmańskie, Imperium Brytyjskie, ZSRR to upadek mocarstwa USA, a tym bardziej kilku banków i lub firm, zwłaszcza z małego kraju jakim jest Polska, nawet jeśli to był budowniczy kilku stadionów i autostrad nie jest niczym nadzwyczajnym.

Grzech drugi „Chciwość” - ktoś, kto obserwuje biznes od kilku lat zauważa pewną prawidłowość. Biznes można rozwijać właściwie dwoma metodami, organicznie czyli małymi kroczkami starać się być coraz większym i poprzez akwizycje, przejmować inne firmy. Ja rozumiem , że chciwość może być dobra gdy chcemy więcej, ale nie naruszamy jakby podstawowych zasad przyrody i rozwijamy się organicznie. Kiedy jednak przejmujemy rynek, zabużamy podstawową zasadę rynku czyli konkurencję bo istotnie go kontrolujemy, wtedy chciwość jest zła, wtedy dla mnie jest grzechem. Proszę tylko nie udawadniać mi, że istniała konkurencja między firmami realizującymi projekty euro to była ukryta kontola kilku graczy na rynku. Publiczne przetargi są kabaretem dla mało inteligentnej gawiedzi. Urzędnicy udają, że rozsądnie wydają publiczne pieniądze, a firmy że za śmieszną kasę wybudują Manhattan licząc tylko na pierwszy powód do aneksu.

Grzech trzeci „Zazdrość” - w biznesie często nawołuje się, aby obserwować konkurencję, tylko jak. Obserwować jak doskonale zrealizowali projekt , jakie znaleźli innowacyjne rozwiązania technologiczne. Niestety gdyby tak robili Polscy menadżerowie to byłoby super. Niestety moim skromnym zdaniem porównują tylko, który Zarząd miał większe wynagrodzenia. Proszę przeanalizujmy jakie wysokie wynagrodzenia i jakie ciekawe apanaże mieli menadżerowie z upadłych spółek. Rozliczanie ich w trybie jednorocznych sukcesów zysku netto jest bardzo niedojrzałe. W zeszłym roku niektórzy byli w czołówce najlepiej opłacanych menadżerów w Polsce , dwanaście miesięcy później ich spółki upadają i kilka tysięcy ludzi straci pracę. Szczerze gratuluję dobrego samopoczucia.

Grzech czwarty „Gniew” - czyli co, czuć urazę ? Nie akceptować rzeczywistości, praw rządzących naturą ? Zwykle gniew w moim skromnym mniemaniu to jest zwalanie winy za swoje porażki , na innych. Wskazywanie, że przyczyny są niezależne ode mnie. Upadłem, „zbankrutowałem” bo ci zawistni Fenicjanie wymyślili pieniądz. Bo zima tego roku była mrożniejsza niż w zeszłym, bo doba ma tylko 24 z czego 8 człowiek śpi, a my założyliśmy w naszych excelowskich planach, że zatrudnieni pracownicy będą pracować 24 godziny, a potem 8 odpoczywać.

Grzech piąty „Nieczystość” - przyznaję szczerze z tym grzechem w biznesie mam logiczny problem. Tłumaczę go sobie w może naiwny sposób. Sprawdźmy listę 100 najbogatszych Wprost z ostatnich 10 lat i wspomnijmy tych co mieli nie do końca uczciwe kontakty z politykami lub nawet lepiej z urzednikami z ministerstwami od naszych pieniędzy. W biznesie moim skromnym zdaniem nieczystość powstaje wtedy kiedy biznes ma do czynienia z decyzją urzędnika. Niestety kodeks etyczny polskiego urzędnika jest na tak niskim poziomie, że zalicza wszystkie grzechy zapewne w jeden dzień, a na pewno „Pychę”.

Grzech szósty „nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu” - to jest grzech, który w biznesie jest najprostszy do interpretacji ale dziwnym trafem najwięcej dużych firm go popełnia. Ja rozumiem go w prosty sposób, kolejna fuzja przejęcie, które robisz na wyścigi z otoczeniem spowoduje, że się udławisz i umrzesz. Jedna z firm w zeszłym roku przejeła za bardzo grube pieniądze inną, niestety co najgorsze nie ze swoich środków tylko z pozyskanych z kredytów i obligacji. Mogę tylko gratulować i zapytać, które to było Państwa przejęcie , chyba „o jeden most za daleko”.

Grzech siódmy, ostatni „lenistwo” - czyli co ? Nic nierobienie? Przecież te firmy działały ?
Grzech „lenistwa” nie polega na tym, że nie umyje się zębów rano, fakt jest to bardzo niehigieniczne. Moim skromnym zdanie popełniamy go wtedy kiedy się nie uczymy, kiedy poznajemy fakty i nie chce nam się ich uczciwie przeanalizować, wyciągnąć wniosków i wprowadzić odpowiednie korekty w swoim działaniu. Nikt z nas nie jest Wszechmogącym i nie jesteśmy wolni od popełniania błędów, pytanie jest tylko czy jesteśmy odważni, żeby się do tego przyznać i skorygować swoje dalsze działania. Obietnicę, że więcej tego nie zrobię może składać pięcioletni dzieciak, dorosły człowiek musi wziąć pełną odpowiedzialność za swoje czyny i zachować się jak najbardziej odpowiedzialnie, musia ponieść konsekwencje.

* jeśli chodzi o tą gwiazdkę, to mam pytanie . Każda ulica musi być poświęcona przez biskupa ? Zginie wtedy na niej mniej ludzi ? Może trafią od razu do nieba ?