W ostatnim tygodniu zostałem nazwany w pracy trzy razy "Panią", tak z marszu bo mój zawód jest bardzo sfeminizowany i co odpalił Atlu w jednym z emaili
" z przykrością nie mogę rozpatrzyć Pańskiej sprawy, ponieważ jestem zajęty poszukiwaniem odpowiedniego koloru lakieru do paznokci pod kolor moich oczów". Reakcja bezcenna.
Gdy komentuje Wasze posty staram się rozluźnić atmosferę bo życie jest i bez tego do dupy, staram się być gentlemanem chociaż nie zawsze mi to wychodzi za co bardzo przepraszam.
Gdy następnym razem mój komentarz wywoła w Was stres to przepraszam i proszę zaśpiewajcie sobie "bo życie kabaretem jest"
Na koniec ja na prawdę chciałbym wyglądać tak
a niestety wyglądam tak
a może tak
A udzielasz jakiś korepetycji z tego rozluźniania? Mi by się przydało, bo życie jest do dupy, znaczy daje jej popalić, albo coś w ten deseń...
OdpowiedzUsuńnie staraj się! bądź sobą!
OdpowiedzUsuńalbo zaakceptują albo kij im w oko!
ps. trzecia opcja kręci mnie najbardziej choć zajeżdża trochę paradoksem ;)
że niby mc i takie ciacho? :P
w moim sfeminizowanym w 85% zawodzie często słyszę: "proszę pani" - wówczas macam się po ciele i mówię: "ufff... jednak wszystko mam na swoim miejscu!" :P zdarzyło mi się też kilkukrotnie usłyszeć wołanie do mnie: "proszę księdza" - czemu? Bóg raczy wiedzieć, he he... a propos religii Martin Luter powiedział, że zdolność śmioania się z samego siebie to najpewniejsza oznaka pogodnej duszy. niestety, większości ludzi taki śmiech sprawia ból... :D
OdpowiedzUsuń