środa, 28 grudnia 2011

mały diabełek usiadł mi na ramieniu

tak od wczoraj usiadł na moim lewym ramieniu mały diabełek i ciągle mi coś podpowiada abym zrobił , niestety aniołek na prawym ma straszne spóźnienie i ciągle go nie ma. Trzymam się i nie ulegam pokusie, ale naprawdę jak długo wytrzymam nie wiem. Wczoraj na siłowni uśmiechał się w moim kierunku ładny młody chłopak, w ogóle to kilka razy mijaliśmy się wzrokiem i co, pomimo że mały diabełek sugerował, żebym zagadnął to stchórzyłem i dopiero w szatni gdy wychodził odezwałem się do niego, zwracając mu uwagę że nie zabrał wszystkich swoich rzeczy. Dzisiaj go nie było, za to była obok mnie para, która ciągle gadała na zajęciach naprawdę bardzo się starałem, aby nie podejść i pięknemu zwrócić uwagę siłowo a nie słownie, że jak chce pogadać z dziewczyną to w pubie, a nie na zajęciach w grupie. Swój żal wylałem na instruktora zwracając mu uwagę, że powinien reagować bo to strasznie rozprasza. A jeszcze jedna uwagą chłopak był całkiem całkiem , ale dziewczyna to niezła dziunia typ księżniczki na ziarnku grochu, tragedia narodowa bo różowy lakier do paznokci jest inny niż różowa bluzeczka. Czyli drugi raz stchórzyłem. Jestem nieasertywny. Zaczyna mnie przerażać jutro czy dam radę się postawić, wisi nade mną ta sprawa od dłuższego czasu, a ja tylko odwlekam decyzje. O wyniku napiszę, albo w piątek albo w sobotę rano. Na koniec zagadka, której rozwiązanie podam w Nowy Rok, jeśli będzie ktoś odważny i spróbuje odpowiedzieć. Powciskałem na tym blogu kilka zdjęć moim zdaniem fajnych chłopaków. Co mają wspólnego, jaką cechę. I nie pytam skąd je zaciągnąłem lub że większość jest czarno biała . Ktoś zaryzykuje ;). Na koniec rozrywka od diabełka.

wtorek, 27 grudnia 2011

podsumowanie roku 2011 część 1

to, że rok 2011 to jakaś kompletna porażka wielu nie muszę przekonywać. W moim wypadku miało być fajnie, a wyszło fatalnie. Zawodowo kompletna porażka, czym dłużej trwam w aktualnej sytuacji w tym większy dołek wpadam, jak nie podejmę decyzji w stylu "rozwiązania węzła gordyjskiego" to skończę na kozetce u psychoanalityka, a nawet gorzej w mocno wytłumionym pokoiku bez klamki. Najgorsze jest to, że decyzje mocno ogranicza  mój strach jak długo wytrzymam finansowo bez pracy lub inna wersja jak szybko uda mi się znaleźć coś lepszego niż teraz. Na rynku nie ma wiele ofert. . Czyli podsumowując w karierze i finansach jest do dupy, a jeszcze na emeryturę muszę trochę poczekać, ostatnio jest wizja że dłużej. Zdrowie w roku 2011 zaliczyłem tylko cztery infekcje, które musiały być zwalczane antybiotykami, moja wątroba stanowczo protestuje do teraz. Życie towarzyskie na szczęście jakieś jest i to dzięki niemu jeszcze nie zamknęli mnie w pokoiku bez klamek. Życie uczuciowe, czasami dochodzę do wniosku, że w tej sferze to kostka lodu po wrzuceniu do drinka ma większą temperaturę niż ja. Jednak starzy ludzie mają rację twierdząc, że jak się człowiek za młodu nie zwiąże z kimś, to czym jest się starszy tym trudniej. Ja mam swoje wymagania on ma swoje. Profile na portalach randkowych po likwiduje w Nowy Rok, na kacu będzie to mnie mniej bolało. Bądźmy szczerzy nie mam talentu do prowadzenia konwersacji wirtualnie. Do miłej konwersacji potrzebuje stolika, słabego światła, żeby nie było od razu widać wszystkich moich wad. Czegoś do chrupania o ładnym zapachu i dobrego wina, żeby lody puściły, żebym był bardziej wyrozumiały i tolerancyjny. Jeśli chodzi o Polskę i Polaków, to muszę przyznać, że kilka razy mnie zaskoczyli niektórzy na plus inni na minus. Najbardziej zaskakujące wydarzenie to moim zdaniem wybór Anny Grodzkiej, co jak co ale tego po konserwatywnym Krakowie to ja bym się nigdy nie spodziewał. Wogóle wybory mnie zaskoczyły na plus. Chociaż coraz słabiej, ale jeszcze staram się wierzyć, że teraz jest  czas zmian. Na minus zaskakują mnie jednostki kilka przykładów: w polskiej Dynastii nie było aktora, który od warzyłby się zagrać geja, ta para z Barw Szczęścia to delikatnie pisząc jakaś porażka, do sztuki na podstawie książki Lubiewo, konieczne było ściągnięcie aktorów z Wrocławia bo miejscowi mieli stracha, dobrze że nie z Berlina dopiero była by cioto drama jak aktorzy z za Odry mordowali by się z dialogiem, dodatkowy rok na przygotowanie. Sędzia, który za rejestrował znak "zakaz pedałowania", a kiedy za rejestruje "nakaz" nie powiedział.. Na minus w roku 2011 zasłużyły nasze media zwane opiniotwórczymi, kilka lat temu lubiłem słuchać Panią Staniszkis moim zdaniem potrafiła dokonać trafnych analiz, niestety od kiedy pojawił się PiS i Jarek szanownej damie coś spadło na głowę i nie daję rady ona sklecić neutralnej opinii o zmianach w naszym otoczeniu, a ja wysłuchać jej  nawet przez minutę. Niestety po drugiej stronie też co niektórym spadło na głowę bardzo rozczarował mnie w ostatnim okresie Pan Żakowski, szczerze ale jego wypowiedzi pachną mi komuną. I ostatnia gwiazda polskiego dziennikarstwa laureatka Wiktorów Pani Monika Olejnik, niestety ale jej czas się powoli kończy nie panuje nad zapraszanymi gośćmi, albo oni albo ona krzyczy, przerywa w pół zdania te wywiady nic nowego nie pokazują.


piątek, 23 grudnia 2011

życzenia dla wszystkich czytających moje wypociny

w dobie pośpiechu, szalonej gonitwy, braku czasu dla drugiego człowieka, masowej komercji, świąt zdominowanych przez czerwonego grubasa namawiającego do ciągłego kupowania więcej, więcej. Składam wszystkim  odwiedzającym ten blog, czasami pewnie zastanawiającym się "o co mu chodzi" życzenia zdrowych, spokojnych, spędzonych w gronie ludzi na których wam zależy, których kochacie i którzy Was kochają Świąt Bożego Narodzenia. Spędźcie je tak jak lubicie, ale może ten jeden raz w roku przy jednym stole przy długiej rozmowie przy wspomnieniach, słuchając kolejny raz opowieści, które znacie i co z tego. Na zakończenie moja kartka dla Was.

wtorek, 20 grudnia 2011

spotkanie Wigilijne w pracy odcinek ostatni tego sezonu

 pisząc jakiś czas temu, że nie lubię takich dni prezentowałem wszelkie możliwe kataklizmy jakie mogły mnie tego dnia trafić i co, stało się. Dzisiaj miałem spotkanie opłatkowe w pracy. Ale zacznijmy od początku, przychodzę do pracy na swoją godzinę, czyli reszta jest już od godziny, teoretycznie, powinni realizować wyznaczone zadania teoretycznie i ja na podstawie danych sporządzić raport . Tak by było w świecie idealnym, a w moim , wyznaczone zadania zostały przesunięte na plan dalszy bo przecież dzisiaj jest Wigilia firmowa i kilka osób miało inne cele, a ja o sporządzeniu raportu przed dwunastą powinienem  zapomnieć bo o 11 mam pilne spotkanie z górą w sprawie prezentowanych danych wcześniej, a o 13 będzie ta Wigilia. Spotkanie się opóźniło, ledwo zdążyłem na tą Wigilie. Było drętwe przemówienie szefa, a później wzajemne życzenia, ja jak zwykle minimalnie nawet bardzo, za to inni mistrzostwo wazeliny i obłudy. Oczywiście musiałem swój pobyt skrócić maksymalnie i popędzić na kolejne spotkanie, na którym zorientowałem się, że przekazane mi wcześniej informacje nie są warte funta kłaków. Tak więc ja dzisiaj musiałem wykonać prace za trzech, a co niektórzy nawet swojej nie musieli, do Nowego Roku chyba zdążą. Dlatego po skończeniu tego ostatniego spotkania pojechałem do fryzjera zamiast robić nadgodziny, a co mi tam też muszę ładnie wyglądać na święta, mój mistrz grzebienia zrobił co do niego należało i mam dobry humor. 

poniedziałek, 19 grudnia 2011

moje trzy grosze w sprawie "Coming out, ankiety KPH i wypowiedzi księdza Bonieckiego"

wyszło przerażające połączenie tematyczne, ale mówi się trudno. Mam nadzieję, że uda mi się w zrozumiały sposób za prezentować o co mi chodzi, a przede wszystkim czytający nie usną przy drugim akapicie. O co chodzi mi z tym Coming outem, czasami jak czytam posty tęczowych blogowiczów to mam wrażenie, że chcieliby oni, abyś drugiego dnia kiedy się zorientowałeś, że grasz w lidze tęczowej ogłaszasz to wszem i wobec najlepiej przez radiowęzeł szkolny, w lokalnym radiu, a każdy przywitanie zaczynał od tekstu "Cześć jestem A gej", w tym momencie skojarzyło mi się to z powitaniem z klubu AA, a może inne rozwiązanie przyjęcie Coming outowe tak na 100 osób z szampanem i kawiorem. Tylko kieliszki do szampana musiałby być chyba z plastiku bo nie wszyscy by je utrzymali do końca wypowiedzi. Nie kwestionuje poglądu, że bardzo ważna w życiu jest własna akceptacja, tylko na czym to ma polegać. Na wstawieniu w relacje między ludzkie tej zmiennej. Przepraszam za wyrażenie matematyczne, ale ja tak czasami mam. Widzę świat matematycznie, biznesowo i jeszcze w kilku innych płaszczyznach. Jak postrzegam tą akceptacje, ja wiem kim jestem, jak ktoś zada pytanie lub wyrazi swój komentarz na ten temat to dostanie prostą odpowiedź, zresztą kilka reakcji na tą odpowiedź była bardzo zabawnych. I tym sposobem dochodzimy do ankiety KPH sporządzonej po dwóch latach, badająca homofobie w Polsce, poproszony o jej wypełnienie zostałem na portalu randkowym. Wypełnić wypełniłem, a co mi tam. Jednak mam kilka uwag. Po pierwsze poprosili mnie bo mało mają odpowiedzi homików w wieku 30+, nieźle zaczynamy nie ma co. Poczułem się jak dinozaur. Idźmy dalej, moim zdaniem pytania można było podzielić na  kategorie, ja i moja rodzina, ja i społeczeństwo, ja i praca, ja i kościół, ja i służba zdrowia. Część pytań była zadawana z pozycji relacja ja mój partner otoczenie. Jeśli ja już na początku określiłem, że w badanym okresie nie miałem stałego partnera to po co one były mi zadawane. W tym momencie to pytanie dla mnie powinno zniknąć. Ile razy w życiu człowiek słyszy kategoryczne deklaracje w ujęciu hipotetycznym, a gdy sytuacja go dopadnie to zachowuje się kompletnie inaczej niż wcześniej deklarował, niektórzy mają takim osobom za złe, że mówią i robią inaczej. Przepraszam, ale ja staram się być bardziej wyrozumiały. I na koniec tej części pytanie, które skojarzyło mi się z ks. Bonieckim."Za jaką prawną regulacją stosunków par homoseksualnych jesteś: związki partnerskie, małżeństwa i prawo do adopcji dzieci" . I teraz wyznam, że ujawnię swoje odpowiedzi, ale liczę się z oberwaniem w komentarzach, jaki to zakuty łeb mam. Wybieram związki partnerskie, jestem przeciw małżeństwu, jestem za prawem do adopcji dzieci. Ksiądz Boniecki powiedział "Nie chciałbym, żeby traktować je jak małżeństwa sakramentalne. Wymaganie tego od Kościoła jest nietolerancyjne. Ale ludzie w takich związkach żyją i nie mamy prawa ich potępiać.". Czyli może ja doszukuje się czegoś czego w tej wypowiedzi nie ma, ale z radością przypominam, że w Polsce obowiązuje rozdział państwa od kościoła i już czas, aby przestrzegać zapisy Konstytucji RP, a nie po jej napisaniu głęboko ją schować do szuflady.

środa, 14 grudnia 2011

Blado czerwone skarpetki w szachownice.

Na tym blogu ja-osobne przeczytałem, pytanie jak długo można żałować braku Teleranka w roku 1981, nie odpowiem, zapewne umrę z żalem za tym jednym nie wyemitowanym Telerankiem. Wszystkie puszczone przed i po w tym momencie są nieistotne. Ale ten kategoryczny ton wpisu wywołał jeszcze jedna refleksję, zakupy w kryzysie i rzeczy noszone w komunie. Pochodzę ciut z innej epoki , pamiętam inne czasy. Pamiętam kolejki za kawą, skarpetkami i butami, za mięsem nie musiałem stać w kolejce za rodziców, ponieważ moi Dziadkowie mieli małe gospodarstwo, a moja matka ostro handlowała kartkami na wołowinę bez kości za tą z kością, proszę nie pytać o co w tym chodziło, byłem małym gówniarzem, który za chwilę szedł do komunii. Kojarzy ktoś kiedy pierwszy raz został nazwany „pedałem” i w jakiej sytuacji. Ja tak, absurdem jest to za co i w jakiej sytuacji. Spod nogawki spodni w piątek ktoś zobaczył czerwoną skarpetkę, to był rok chyba około 87 lub 88 ( a ja miałem około 13 lat), to był moment kiedy jeszcze nie pocałowałem chłopaka ponieważ nie zidentyfikowałem u siebie takiej potrzeby, nie znałem sytuacji że „... mężczyzna kocha mężczyznę” .W roku 1989 Polska dostała takiego kopa w dupę z poleceniem zacznij biec do przodu, najpierw gospodarczego, po chwili obyczajowego, że dziś Biedroń jest posłem na sejm, a jedynie bohaterzy tamtych czasów nigdy nie będą mieli pomników. Gdyby działacze Ruchu Palikota byli bardziej skromni, mniej zarozumiali i bardzie dojrzali, to robili by wszystko żeby pokazać siebie jako ludzi jednoczących Polaków, a uzyskaliby to bez problemu przypominające bohaterów roku 89, T. Mazowieckiego, L. Balcerowicza, J. Kuronia i B. Geremka i zapewne jeszcze kilku innych.. Jestem coraz bardziej rozczarowany ekipą Palikota. Dlaczego nie chce rewolucji, nie chce niszczenia kościoła katolickiego tylko chce, żeby ktoś wskazał mu jego miejsce w wolnej Polsce, ponieważ chyba mogę zacząć śpiewać piosenkę S. Krajewskiego "Byłem stary mówię wam, aż ..."

wtorek, 13 grudnia 2011

dzisiaj jest rocznica stanu wojennego

mam nadzieję, że uda mi się to napisać w zrozumiały sposób dla kogoś kto tego nie pamięta lub nie miał okazji tego przeżyć. Od początku od kiedy pamiętam najbardziej tego dnia brakowało mi Teleranka, cały dzień gadał Generał, a popołudniu odwiedzili nas Ciotka z Wujkiem przynieśli ze sobą flaszkę wódki, pojawiło się coś do zjedzenia i całe popołudnie i wczesny wieczór rozmawiali i oglądali telewizje to znaczy TVP1 powszechnie zwaną Jedynką nie było innych kanałów, w małych miasteczkach.  Zwyczajnie nuda do potęgi, chociaż wtedy przerażenie co będzie dalej, jaki będzie rozwój wypadków. Następnym zdarzeniem jakie pamiętam ze stanu wojennego to ta szarość, mocna mroźna zima i na starej A2 palące się koksowniki przed wjazdem do Poznania. Nuda w telewizji, nagle westerny wyparowały z ramówki. Dopiero po latach zrozumiałem, że to było spowodowane embargiem USA, a drugi powód to, że w niektórych z nich grał Prezydent Regan. Dziękuje cichym bohaterom tamtych czasów, bo żyje dzięki nim w lepszych czasach. Wybaczcie, ale proszę nie tracić moich  pieniędzy zabranych w formie podatków, na procesy karne Generała efekt będzie żałosny w porównaniu do nakładów, na pomniki bo jest ich w tym kraju więcej niż prawdziwych bohaterów, na odszkodowania dla ofiar tamtych czasów, bo jak znam życie to Ci co powinni dostać te pieniądze nigdy się o nie nie zwrócą, a krzyczeć o swoich moralnych stratach będą bohaterzy w cudzysłowie. A na koniec przestańmy obchodzić rocznicę ogłoszenia stanu wojennego, a jeśli już tak nie którzy bardzo chcą to zgodnie z tradycją to powinien być dzień, w który jest ogólnopolski zakaz zgromadzeń, manifestacji, nawet mecze sportowe powinny zostać odwołane.

spotkania Wigilijne w pracy,

po marudzę jeszcze trochę na temat obchodzenia różnych uroczystości w pracy. Dzisiaj mój szef był na spotkaniu wigilijnym spółek z grupy i zaczął się głośno zastanawiać, a co jak ktoś z jakichś powodów nie obchodzi świąt. Eureka dotarło do tego zakutego łba, że w Polsce nie wszyscy są chrześcijanami, ale nasze firmowe spotkanie wigilijne jest przygotowywane. I pomimo, że będzie we wtorek w menu będzie ryba, ja się zabije, znaczy się uduszę ością z karpia. Wprawdzie jakieś Ministerstwo ostatnio promuje za pieniądze Unii, że ryba jest zdrowa, ale ja nie przepadam za rybami. W poprzedniej pracy nie było imprezy wigilijnej, była karnawałowa w któryś piątek w styczniu wyjście na jakąś imprezę organizowaną w restauracji. To miało charakter bardziej świecki, bez kontekstu wyznaniowego. Dlaczego Polacy chodzą do kościoła, a nie pamiętają, żeby "oddać Cesarzowi co cesarskie, a Bogu co boskie". Dlaczego musimy wpychać religie w sferę świecką, nie potrafimy tego oddzielić. W sobotę w TVN24 był wywiad z Jackiem Santorskim, na temat szaleństw przed świątecznych, i że coraz więcej osób nie lubi świąt. To nie była dla mnie nowa informacja obserwuje to od wielu lat, ale Pan Jacek Santorski jednym krótkim określeniem powiedział wszystko, ponieważ jesteśmy hipokrytami. Na koniec, kompletnie nie Bożo Narodzeniowo za to bardzo świecko, jak ja uwielbiam czarno białe zdjęcia.

sobota, 10 grudnia 2011

moje trzy grosze w sprawie "Oburzeni do odzysku"

wiekowo nie pasuje do ludzi, o których pisze gazeta w artykule Trzydziestu na jedno miejsce pracy, ze względu na zajmowane stanowisko tym bardziej. Jednak od bardzo dawna widzę, że tworzone prawo pracy to u nas zlepek marzeń związków zawodów i urzędników państwowych na ciepłych posadkach o gwarancję jak najdłuższego zatrudnienia przy włożeniu minimalnego zaangażowania. Najbardziej zabawne jest to, że udało im się tymi marzeniami zaczarować innych, niestety młodych. Jeśli ktoś ma mniej niż 35 lat i szuka pracy do emerytury to naprawdę jest naiwny, chyba nawet gorzej jest żałosny . Szesnaście miesięcy temu zaczynałem aktualną pracę z przeświadczeniem, że może będzie tak na 5 lat, dziś szukam nowej. Nie wyleciałem, firma nie bankrutuje po prostu nie pasujemy do siebie. Szefowie, pracujący tam ludzie, po prostu my mamy inny stosunek do wielu rzeczy. Ja jestem ukierunkowany na zadania, na realizację celów. Oni na pracę na spędzanie w niej czasu, cholera oni nawet nie mają celu. Otrzymane z góry z centrali zadania plany, realizują po minimum z nastawieniem, że tego się nie da zrobić. Najgorsze jest to, że osoby przed emeryturą lub z czasem do niej 10 letnim tym swoim nastawieniem zaraziły młodych ludzi, którzy muszą pracować minimum 30 lat. Te młode osoby poza aktualnym miejscem pracy siebie nie widzą. Kolejną różnicą pomiędzy nami jest to, że ja nie znoszę w pracy wszelkich imprez o charakterze imienin, narodzin dziecka, ślubów i tak dalej. Zaraz usłyszę, że jestem homo i dlatego mnie to irytuje bo nie mam własnych dzieci i nie będę mógł zostawić zawiadomienia o swoim ślubie szefowi. To z tego nie wynika, ja do firmy nawet nie wysyłam kartki z wakacji, moja niechęć do obchodzenia uroczystości w pracy jest spowodowana czymś innym, szczerością i uczciwością. Z racji tego, że ktoś ma dzisiaj imieniny ważniejsze jest bieganie koło ciastek niż realizacja projektu. Mam składać komuś życzenia i za chwile za brak efektów w pracy zbierać cięgi, a jak mam postawić go do pionu, że ja czekam na jego dane.  Kiedyś usłyszałem, że szukam pracy idealnej, a takiej nie ma. Nic nie od powiedziałem na ten zarzut, bo rzeczywiście tak jest. Tylko że w świecie wogóle nie ma ideałów, ważniejsze jest ich szukanie. Bo życie to nie stanie w miejscu i czekanie, tylko ciągła podróż i odkrywanie nowego.

czwartek, 8 grudnia 2011

wtorek, 6 grudnia 2011

z okazji Mikołajek dla za chwile zbliżąjącego się Gwiazdora


6 grudnia zawsze przychodził Mikołaj i zostawiał coś słodkiego w wyczyszczonych butach, a 24 grudnia przychodził Gwiazdor i ten to był szczodry, słodycze i zabawki. Teraz ja robię za Gwiazdora i muszę się spieszyć , żeby zrealizować zamówienie na wielką paczkę klocków Lego.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

nie jara mnie Kylie i nie jara mnie Madonna

dzisiejszy tytuł to cytat z filmu, o którym w sobotę wspominałem. Przypomniałem sobie o nim dziś siedząc w samochodzie w korku  i słuchając radio. Dziwne, ale naprawdę mnie te artystki nie jarają dorzucić mogę jeszcze Lady Gagę, posłuchać okey jeszcze dam radę, ale obejrzeć teledyski nie bardzo. Czasami podobają mi się bardziej przeróbki fanów artystek, są przyjemniejsze dla oka i ucha jak śpiewają. Zresztą zastanawiają mnie wszelkie ikony lub diwy muzyki gejowskiej. Co to oznacza, owszem rozumiem, że nie które utwory są bardziej lubiane przez gejów inne nie. Zresztą jeden z zamieszczonych przeze mnie klipów został w tym kontekście opisany i jestem dumny z zmieszczenia utworu, a komentarz wywołuje banana na twarzy. Zastanawiał się ktoś nad tym jak bardzo homofobicznie są kibice piłkarscy, a jaki utwór jest puszczany na koniec sezonu u zwycięzcy ligi ? Nikt nie zastanawia się, kto go stworzył, liczą się tylko słowa i dobry bit. To z kolei prowadzi mnie do trochę faszystowskiego pytania, jak wyglądałaby kultura (czytaj galerie, teatry, biblioteki, radio, telewizja i na koniec internet) gdyby wszystkie dzieła stworzone przez gejów były usunięte plus te które trafiły na ich listy przebojów. Zostałoby coś? Wprawdzie geje i lesbijki to podobno około 10 %, ale obawiam się że w niektórych mediach czas milczenia lub brak obrazu w ciągu doby byłby dłuższy niż 10 %, a mnie najbardziej żal byłoby Dawida. Po co były ten wstęp, ponieważ obiecałem komuś przygotować 45 minutową play listę, dopiero w samochodzie zacząłem się zastanawiać, że oczekiwania co do mojego gustu muzycznego mogą znacznie różnić od tego co tam wrzucę i dopiero będzie ZONK. Mówi się trudno, zaliczę najwyżej kolejne rozczarowanie moją osobą " a wydawał się taki inteligentny".

sobota, 3 grudnia 2011

Już czas

tak wiem pożyczyłem tytuł od najpopularniejszej australijskiej reklamówki, dziwne ale żadnej innej nie znam. Po kolei jakiś czas temu dosyć spory czas, na którymś z  czytanych przeze mnie blogów nie jestem pewien ale chyba na tym katarzynaformela przeczytałem o dwóch filmach dokumentalnych. Pierwszy to włoski " Aż tu nagle pewnej zimy", a drugi to "Coming out po polsku". Ten pierwszy włoski nawet szybko udało mi się obejrzeć, całkiem zabawnie opowiedziana historia na całkiem serio temat, dwóch młodych gejów w momencie zmian politycznych zobaczyło jak wielka jest homofobia wśród ich rodaków. Ja najbardziej lubię tekst na samym początku filmy o ich wyjściu z szafy w słowach, że w "szafie to trzymają tylko ubrania, bo i tak nie daliby rady utrzymać tego w tajemnicy". W ogóle jak dla mnie film jest rewelacyjny, historia jest opowiedziana w sposób zdroworozsądkowo, logicznie i jakoś tak po ludzku, ale nie martyrologicznie. Teraz będzie, krótko bo sam film jest krótki klip GetUp! "It`s time" zobaczyłem u hyakinthos a, później rozprzestrzenił się jak lawina, co chwila gdzieś na niego wpadałem. Dlaczego ? Bo pod względem wizualnym jest to jedna z najlepszych reklam w sprawie związków partnerskich, oglądając ją pierwszy raz zastanawiałem się o co biega, gdybym nie oglądał jej na blogu, który znam od dłuższego czasu i podziwiałem tam inne ciekawe klipy, to zapewne finał by mnie nieźle zdziwił. I ostatni film dokumentalny obejrzany dziś "Comming out po polsku", delikatnie powiem , rozczarował mnie, nawet gorzej zdołował. Nie liczyłem, że to będzie komedia, ale film pokazujący kilka ciekawych postaci i ich historie. Liczyłem na to, że pokaże, że da się w tym kraju żyć. W całym filmie dla mnie najlepsza jest historia 22 letniego geja Żyda, który wspomniał babci jak się przed nią w outował, jak zrobiła mu tęczową jarmułkę, nie jest pewien czy swoje życie spędzi w Polsce, a jeśli już to raczej w Warszawie bo tam połowa mieszkańców nie chodzi do kościoła i jest tak zabiegana, że nie interesuje się innymi ludźmi. Nie wiem dlaczego, ale ten film był dla mnie duszny, a ja liczyłem na świeżę powietrze. Jedyny pozytywne bohater tego filmu to Babcia tego młodego Żyda, przepraszam nie padło jego imię, a z listy kto wystąpił nie chce zgadywać kto to jest, powiedziała, że w ciągu 5 góra 10 lat związki partnerskie będą dopuszczone prawem, a na ślub swojego wnuka zagranicę to ona się nie wybierze. Bardzo czekam, aby prognoza Babci się spełniła i aby w dobrym zdrowiu dożyła do dnia, w którym jej wnuk będzie mógł zawrzeć związek partnerski. Spodziewałem się trochę inaczej opowiedzianej historii z nadzieją na przyszłość, a jest opowiedziany tak jakoś bez marzeń, po prostu jest do dupy i tak będzie po wsze czasy . Na koniec dla poprawy humoru

czwartek, 1 grudnia 2011

grzeczny, kulturalny czy zwyczajna dupa

dziś miałem w pracy zebranie. Lata lecą, a ja nadal nie potrafię za protestować w skuteczny kulturalny sposób, tylko prędzej czy później dochodzi do awantury. Szlag mnie jasny mało co nie trafił. Ja nie zajmuje się wszystkim i na wszystkim się nie znam, ale mam serdecznie dość wszech wiedzących informatyków, a właściwie wdrożeniowców programów informatycznych klasy ERP, a często jakichś ich namiastek. Po cholerę są Akademie Ekonomiczne lub Uniwersytety, zlikwidować to natychmiast, to jest marnowanie publicznych pieniędzy. Każdy wdrożeniowiec wie wszystko najlepiej. Chociaż ich wiedza kończy się na sklepiku, typu który mój dobry przyjaciel określa mianem "Kogucik i spółka". To taki typ gdzie właściciel powinien sam sobie prowadzić rozliczenia aby odpowiedzieć ile zarobił i księgowy jest mu zbędny. Tak, liczę cudze pieniądze, ale zwykle w skali dość dużej, że sam tego nie jestem w stanie zrobić. Tak, strasznie  irytuje mnie bagatelizowanie tego co robię jak i nadmierne bicie pokłonów. Mam wielki szacunek do ludzkiej pracy pod warunkiem, że jest ona wykonana dobrze, z należytą starannością i z pewną skromnością polegającą na tym, że wiem, że są lepsi ode mnie. Ja zdaje sobie z tego sprawę i nikt nie musi mi o tym przypominać. Pytanie brzmi, czy oni tu będą chcieli pracować i za ile? Czy na pewno na tych samych warunkach, co ja? Tak jak nie ufam facetom bez skazy tak nie ufam tanim pracownikom, obniżającym swoją wartość. Wiem, że moje porównanie za chwilę będzie brutalne, ale tak to widzę może to jest chory obraz i instrumentalny, ale może Mercedes to nie najlepszy samochód świata, ale to jest Mercedes i dla wielu oznaką luksusu, przepraszam ale ja nie zamierzam być jak mały Fiat."Jak stać było Cię na krowę, to musi być na łańcuch". W pracy daje z siebie dużo, ale nie jestem tani w utrzymaniu i nie chce być. Wiem, że jestem samotnym facetem i nie mam dzieci więc nie mam 100 wymówek, żeby być w gorszej kondycji, niż ojcowie i matki, mężowie i żony. Ja ich nie rozumiem, że wczoraj wieczorem dziecko miało kaszel trzeba było wyprasować męża koszulę itd. czytaj obejrzeć M jak miłość, Barwy szczęścia. Zdaje sobie sprawę, że dzisiaj brzmię jak gość ze słów piosenki, którą podśpiewuje czasami moja mama "już taki jestem zimny drań i dobrze jest mi bez dwóch zdań" mam nadzieję, że dobrze to napisałem.