wtorek, 31 stycznia 2012

kwestionariusza Bernarda Pivot (późniejszy Proust Questionnaire).

nie wiem co jest ze mną ostatnio nie tak, ale znalazłem pewien kwestionariusz i postanowiłem na niego szczerze odpowiedzieć, wtedy będziecie wiedzieli co lubię, a czego nie i czy jestem niezłym skur.....


Dziesięć pytań, które Lipton zadaje to:
  1. Twoje ulubione słowo? - NADZIEJA
  2. Słowo którego nie lubisz? - JEST WIELE, ALE GŁÓWNIE CIOTA, KALEKA, CZARNUCH 
  3. Co pociąga cię twórczo, na duchu albo emocjonalnie? MUZYKA SYMFONICZNA
  4. Co odrzuca cię twórczo, na duchu albo emocjonalnie? SKREŚLANIE LUDZI NA PODSTAWIE STEREOTYPÓW 
  5. Jaki dźwięk kochasz? MOCNY SZUM LIŚCI W JESIENNE SŁONECZNE POPOŁUDNIE 
  6. Jakiego dźwięku nie cierpisz?  - PRZECINANEGO STYROPIANU, LUB WYCIĄGANEGO Z KARTONU
  7. Twoje ulubione przekleństwo? - KURWA JEGO MAĆ
  8. Jakiego zawodu poza twoim własnym chciałbyś spróbować? - REŻYSER FILMOWY
  9. Jakiego zawodu nie chciałbyś uprawiać? SPRZEDAWCA W SUPERMARKECIE LUB GALERII HANDLOWEJ
  10. Jeśli niebo istnieje, co chciałbyś usłyszeć od Boga u bram raju? NIEZŁA ROBOTA,

ten kwestionariusz należy wypełnić szybko, przyznaję się że kombinowałem z pytaniem nr 2. resztę odpowiedziałem z automatu.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

moje Maski

bardzo wcześnie zauważyłem, że w różnych sytuacjach życiowych przywdziewam Maski, za którymi się ukrywam. Według pewnej Pani, z którą kiedyś pracowałem to wynika z tego, że jestem spod znaku "Bliźniąt"  , a te jak wiadomo te są nieszczere i fałszywe. Na dodatek oddzielałem rożne sfery życia.. Pilnowałem tego, żeby sfera prywatna ze sferą zawodową nie przenikały się, wymiana pomiędzy nimi nawet  informacji mocno ograniczona.

W aktualnym miejscu pracy jakoś od swoich wcześniejszych zasad odszedłem i żałuję tego już od dłuższego czasu. Nie chodzi o comming out, myślę o spotkaniach towarzyskich w pracy po pracy, o mówieniu sobie na Ty, o byciu fajnym kumplem z pracy. To się może sprawdza kiedy mamy to samo stanowisko, tego samego szefa, trafimy na tych samych marudnych klientów. Kompletnie nie działa to wtedy, kiedy jeden z nas jest szefem, a drugi podwładnym. Kiedy jeden z nas chce zachować aktualny stan rzeczy, a drugi chce zmian lub je musi wprowadzić. Kiedy pada propozycja wyjścia wspólnie do restauracji, a komuś to zwyczajnie nie pasuje.Kiedy ktoś chce obchodzić swoje urodziny, a ja nie bardzo wiem dlaczego mam to świętować. Jak uniknąć tego spotkania, w sposób nie budzący niepotrzebne pytania ?

Innego rodzaju maskę przywdziewam na spotkaniach towarzyskich na które trafiam bo widocznie "los tak chciał", doskonałym przykładem jest wpis jak to chciałem być Strusiem Pędzi Wiatrem. Jestem i zakładam maskę, tą z rodzaju "miły i zainteresowany" i czekam, aż nadejdzie moment kiedy ktoś pierwszy wyjdzie ze spotkania, wtedy ja jestem jako drugi przy drzwiach wyjściowych. Nie lubię miałkości tych spotkań, tych mdłych mało interesujących rozmów. Czasami mam wrażenie, że druga strona też się męczy. Gra pozorów.

Właśnie przypomniały mi się dwie opinie o mnie, pierwsza to "Pana irytują ludzie z mniejszą wiedzą od Pana". a druga to "to musi być irytujące znać rozwiązanie problemu, a musieć czekać na innych". Te dwie opinie pokazują, że nie zawsze udaje mi się ukryć to co myślę pod maską obojętności.

Zdaje sobie sprawę, że ten wpis prezentuje mnie jako zimnego drania nie zdolnego do empatii, zapewne samotnego i smutnego. To prawda , że coraz mniej się wesoło śmieję, czasami wcale. Nie mam ponad tysiąca przyjaciół na fecebooku i nk. I nie będę robił tragedii ze złamanego paznokcia lub pierwszego siwego włosa.

sobota, 28 stycznia 2012

proboszcz w konfesjonale we własnej parafii

kiedyś wspominałem, że wybieram się do Baronowej L na weekend, wino i co ino piłem, ale spotkanie ogólnie było letnie. Może z powodu, że był jej facet, a ja o mało nie doprowadziłem do jego eksmisji. Dlatego gdy w piątek zaczęła klikać co robię w sobotę i czy może mnie odwiedzić na kawę, zgodziłem się bez zbędnych ceregieli. Baronowa L. zawitała w moje skromne progi tak z ostrym przytupem i lekkim spóźnieniem. Ta kobieta nie potrafi wejść, żeby o tym fakcie nie zakomunikować całemu piętru.  
Do rzeczy, po kwadransie już wiedziałem "Huston mamy problem", miała doła, kryzys w relacjach i potrzebowała słuchacza takiego spowiednika, który nie poleci do jej matki lub niego i powie wszystko lub przez przypadek mu się wymsknie coś więcej. Z resztą zaskakuje mnie tym, że ona sobie zdaje sprawę, że ja nie mam najlepszego zdania o nim, gorzej ja nie jestem do końca przekonany czy chciałbym go spotkać w ciemnej uliczce, zwyczajnie nie do końca mu ufam. Problem jest taki, że ja nie jestem pewien, czy on zdaje sobie sprawę jakie mam relacje z Baronową L. on chce być samcem Alfą, ale do końca mu to nie wychodzi, co gorsza Baronowa L. go usadza w momencie gdy chodzi o mnie. 

Jeśli ktoś myśli, że moje relacje z Baronową L. są klasyczne homo i jego psiapsiółka, to się bardzo myli. Tu nikt nikomu nie płacze w mankiet od bluzki czy koszuli, potrzebujemy tych spotkań, żeby wywalić z siebie nagromadzoną frustracje, żeby zdobyć energię na kolejne dni. . Uświadomiłem to sobie kiedy zadałem jej dziś pytanie, czy On wie kogo dziś odwiedza. Jej odpowiedź spowodowała, że oczyma wyobraźni widziałem spalone drzwi od mojego mieszkania. To jest kolejny ich kryzys, a Ona komunikuje się ze mną. 

Właśnie skojarzyło mi się jedno, największe marzenie homo uwieść hetero, przepraszam tylko nie wybranka Baronowej L. to jaj wolę katolicką abstynencję w tych sprawach. 

coś do posłuchania i oglądania

dziś zobaczyłem pierwszy raz ten teledysk , muzycznie inny jak dla mnie, ale może się przekonam. Jak na warunki polskie całkiem ciekawy klip.
tylko niech mi ktoś powie dlaczego drażni mnie, akurat w tym utworze ten nachalny product placement.

czwartek, 26 stycznia 2012

muzycznie mam rąbnięty gust

udowodniłem to nie jeden raz, więc tym razem ,
 przynajmniej ładne ciacho do podziwiania, a nie stary piernik.

wtorek, 24 stycznia 2012

ACTA, "Polska to ja"

tytuł oczywiście nawiązuje do najgłośniejszej głupoty polskiego rządu i jego kompletnego zadufania w sobie. Zgadzam się z Panią Janiną Paradowską w wielu miejscach jej wypowiedzi z zamieszczonego artykułu. Polityków w ostatnich latach dopadło takie samozadowolenie, że zwyczajny człowiek zastanawia się jak można być tak zadowolony z siebie i swojej pracy jako polityk.  Cała afera jest dla mnie przykładem tego, co miało się stać jeśli Platforma wygrałaby ostatnie wybory po przez osiągniecie wyniku 50 % plus 1 głos. Pomimo, że nie uzyskali takiego wyniku stało się to co przewidywałem, kompletne rozpasanie rządzących i kompletne brak liczenia się z opinią rządzonych. Politycy z Wiejskiej stając rano przed lustrem chyba za Ludwikiem XVI mówią "Polska to ja" z przykrością zawiadamiam, że zostaliście "wybrani przez ludzi dla ludzi". Argument, że ta ustawa chroni prawa autorskie i ma na celu ochronę własności intelektualnej, nie przekonuje mnie przed wszystkim z kilku powodów. Po pierwsze nie podoba mi się, że poza uprawnionymi organami państwa prawa, ktoś może żądać przekazania informacji o mnie od dostawcy internetu bez wszczęcia postępowania sądowego. Najbardziej drażni mnie to, że ja nie łamię prawa, a na przykład zostanie pozyskana informacja o mnie i stanę się przedmiotem szantażu lub przedmiotem handlowym. 

O to moje przykłady na nie złamanie prawa, a handel klientami:
1. dzisiaj odwiedziłem serwis pracuj.pl i kilka innych portali z ofertami pracy, czyli co szukam pracy. Osoba, która uzyska takie dane może sprzedać tą informację do innych baz danych ewentualnie, może zgłosić się do mnie i zapytać czy ma poinformować mojego pracodawcę. 
2. każda informacja o charakterze handlowym będzie fruwać sobie bez mojej zgody. moim skromnym zdaniem chodzi o darmowe pozyskanie dużych baz klientów. Zapewne pod wpływem chwili wpisaliście swój email do jakiegoś newslettera, a później klnąc jak szewc zakładaliście nowy adres email. Teraz prośba o email nie będzie potrzebne. 

Zastanawiają mnie jeszcze następujące kwestie:
1. umieszczając link do klipu na youtubie złamałem czyjeś prawo autorskie, raczej nie wręcz odwrotnie powinienem uzyskać wynagrodzenie za reklamowanie serwisu i wskazanie wartościowych utworów umieszczonych w nim.
2. wykorzystując frazę z utworu muzycznego jako tytuł blogu mam płacić tantiemę autorowi tekstu, raczej nie ponieważ na podstawie inspiracji powstało inne odmienne dzieło (przepraszam za nazwanie tego bloga dziełem, ale niestety konieczność użycia terminu prawnego, powoduje że ma wyższą rangę niż zasługuje) 
3. wklejając link do artykułu wskazuje miejsce w internecie ciekawej wypowiedzi i ją komentuję, nawet brak jednego mojego słowa jest komentarzem.

Na koniec wczoraj w TVN24 poseł Krystian Legierski, swoim wypowiedziami nareszcie pokazał, że Ruch Palikota, może zajmować się czymś ważnym dla wszystkich Polaków, a nie tylko happeningami zapalę sobie trawkę w Sejmie. 

niedziela, 22 stycznia 2012

porażka, Struś Pędzi Wiatr, a może Tom

sobota wieczór zaplanowane było wyjście, na przeniesienie pewnej znajomości z wirtualnych do realnych. Miejsce spotkanie miła knajpka, w której czasami bywam. W necie całkiem miło nam się gadało, krótkie teksty, wymiana linków co lubię słuchać, a co on. W tym samym momencie napisaliśmy post , o treści propozycji spotkania, wyglądało obiecująco, na zdjęciu też fajnie nawet wyglądał. Spotkanie rozpoczęło się punktualnie, usiedliśmy, zaczynamy gadać i co ? I zonk. Ciekawe jak w takich sytuacjach radzi sobie Casanowa zwanym Mistrzem Podrywu. Po piętnastu minutach czułem się jak kot Tom, który wpakował się do budy psa goniąc Jerrego i już wiedział, że dostanie łupnia, nie nie spokojnie do rękoczynów nie doszło. Bardzo chciałem być w tym momencie Strusiem Pędzi Wiatrem powiedzieć "Ti ti" i już mnie nie ma. Zwyczajnie po prostu gość jak dla mnie był za bardzo przegięty , giętkie nadgarstki wybaczę, piskliwy głosik jeszcze się trzymam jest ciężko, ale musisz być twardy przecież nikt nie jest doskonały, ale pocieranie paluszkami brwi i skroni bo chyba łapie globusa to już było jak dla mnie naprawdę za dużo. Padłem na deski w momencie jego drugiej egzaltacji w trakcie opowiadania jakiejś historyjki, która kompletnie nie nadawała się do przeżywania emocji, kojarzył mi się z płaczliwymi babciami z Wiadomości lub Faktów. Gość jak z opowieści pewnej Damy, wręcz niemożliwe, żeby był prawdziwy, a jednak.

Naprawdę czasami zastanawiam się jak bardzo zawiesiłem tą cholerną poprzeczkę z oczekiwaniami.Jeśli poszukujesz księcia z bajki, to trafiłeś pod niewłaściwy adres . No może z bajki o "Pięknej i Bestii" ja jako Bestia bez szans na zmianę, ewentualnie coś w okolicach Shreka, na pewno w kategorii ostrego ozora. Zresztą znam kilka opinii o sobie, zwłaszcza wtedy kiedy trzeba coś skomentować "twarzą w twarz"               i najdelikatniejsza brzmi "ty to potrafisz dowalić" są inne określenia, ale ok , każdy ma prawo do swojego zdania. Może ja zwyczajnie nie nadaję się do pary, szukanie kogoś to cholernie absorbujące zajęcie. Na dodatek z wysokim stopniem ryzyka i małą szansą na sukces. 

Podobno facet to bardzo proste urządzenie w obsłudze i takie jest poszukiwane przeze mnie, a na razie muszę się zadowolić marzeniami. i postaciami prezentowanymi w zagranicznych serialach, bo czasy geja z Gliniarz w Beverly Hills na szczęście już minęły. 
nr 1
nr 2 
 i nr 3
teraz gej może być synalkiem z piekła rodem, który zadba o swoje interesy, lub bokserem co Ci przywali, lub w ostateczności zwykłym mechanikiem lub murarzem. I nie wyróżnia się piórkiem w tyłku.

sobota, 21 stycznia 2012

czasami myślę jak Scarlett O`Hara

"Przeminęło z wiatrem" przeczytałem jeszcze będąc w liceum. Fajnie to się czytało, tylko mnie w tej powieści interesowały kompletnie inne miejsca niż większości czytelników, właściwie powinienem napisać czytelniczek. Co najbardziej interesowało mnie. Opis o czym myślała Scarlett, gdy było jakieś przyjęcie i wszyscy rozpamiętywali stare dobre czas Konfederacji, a ona nie bardzo rozumiała po co to rozpamiętywać skoro to już nie wróci, zwyczajnie przeminęło z wiatrem. 

Ja tak mam bardzo często, gdy słyszę opowieści, że poprzedni szef był lepszy, a ten nowy to kompletnie nie radzi sobie, nie umie tak dobrze zarządzać jak stary. Mówią to zwykle osoby oczywiście w ramach koleżeńskich ploteczek na towarzyskich spotkaniach po pracy, których kompetencje ja oceniam bardzo krytycznie, nie są one kandydatami na lidera to są takie bardziej szare myszki. 
Ponieważ trochę pozmieniałem tych miejsc pracy, to drugi wariant tego narzekania, to że kiedyś było lepiej w tej firmie, cholera jak mam to rozumieć, to trafiłem na jakąś Costa Concordię. Oczywiście to kiedyś to czasami jest tak odległe, że nawet ja już nie młodzieniaszek mam problem ustalić gdzie wtedy byłem, czy przypadkiem nie w przedszkolu. 
Oczywiście jest jeszcze jeden wariant tego wspominania, Święta kiedyś były bardziej rodzinne, zima bardziej mroźna i biała, krówki "to były krówki no mówię Ci, takich to dziś nigdzie nie znajdziesz", samochody mniej się psuły. 
Bardzo nie lubię tego wspominania, że kiedyś było lepiej, 10 lat temu albo jeszcze wcześnie. Argument, że moi rodzice mają dom bez kredytu spłacanego przez 30 lat, a ja mieszkanie z kredytem do emerytury wariant optymistyczny lub do śmierci wariant pesymistyczny nie przekonuje mnie.

wtorek, 17 stycznia 2012

siedząc w samochodzie w korku,

ale takim prawdziwym 100 metrów na godzinę, dzięki Boże za RMF Classic, każda inna muzyka wyprowadziła by mnie z równowagi, jeszcze zrobił bym jak w klipie R.E.M., a tak usłyszałem ten utworek i od razu ciśnienie ze mnie zeszło, o to on:

tylko, że ja ten utwór pierwszy raz słyszałem w filmie De-Lovely, niestety youtube nie chce mi pokazać tego momentu w filmie, więc zadowolę się klipem promocyjnym:
a na koniec, żeby był kompletny nokaut wykonanie Pana Polka


i ostatni utwór, ale tylko dla tego, że trochę jakby o mnie


przepraszam, ale ten dzisiejszy dzień był kompletnie do bani, a takich jest coraz więcej, więc proszę wybaczcie mi, tej zabawy z blogiem i youtubem. 

poniedziałek, 16 stycznia 2012

1 % na co przekazać

trzeba się rozliczyć z dochodów za zeszły rok, które były gorsze niż oczekiwałem i na jakie liczyłem, ale podatek na pewno będzie. I powstaje pytanie przekazać ten 1 % czy nie. Za chwile ruszą reklamy w TV oczywiście, że tak bo z tego powstanie tyle dobrego, że aż człowiek zastanawia się jakim wielkim utracjuszem jest Minister Finansów. Statystycznie dostaje 17 razy tyle, a na nic mu nie starcza. Właściwie ile z tych pieniędzy idzie na samo zebranie podatków , czyli kosztują nas wszystkie urzędy, izby i ministerstwo podległe Panu Ministrowi. Jaki jest koszt zebrania jednej złotówki podatku ?

Dobra, ale wróćmy do tematu komu dać ten 1 % ? Jakiś pomysł ? W poprzednich latach zawsze szukałem lokalnej organizacji pożytku publicznego, organizacje opiekujące się zwierzętami odpadały od razu, moim zdaniem trzeba pomóc drugiemu człowiekowi, ale jest jeden problem, większość tych organizacji koncentruje się na ochronie zdrowia, przewlekle chorych, rodzinnych domach dziecka, wioskach dziecięcych. Rodzinnych domów dziecka i wiosek dziecięcych nie wesprę, ponieważ są moim zdaniem raczej tworem rozleniwionych pracowników socjalnych i sądów rodzinnych, które po najniższej linii oporu rozwiązują pozornie problemy rodzin dysfunkcyjnych i poważnie ograniczają możliwości tych dzieci. To pozostaje mi jakaś fundacja opiekująca się przewlekle chorymi osobami lub niepełnoprawnymi. Tylko, że tu też pojawia się moje zastrzeżenie, a od czego jest NFZ, do którego trafiają pieniądze od wszystkich zarobkujących, czy to nie NFZ powinni się koncentrować na efektywności swych działań dla ludzi, a nie na segregatorach z papierkami z ładnymi kolorowymi napisami "do decyzji NFZ".

Napisałem komu nie dam tego 1 %, czas napisać jaki mam pomysł na ten rok. Będę szukał organizacji, która zajmuje się edukacją lub kulturą. Zastanawiam się czy przy Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu nie ma jakiejś fundacji, która daje stypendia dla młodych naukowców lub artystów . Naprawdę nie ważne z jakiej dziedziny grunt, żeby nie zwiali do innych krajów pracować. Jeśli chodzi o kulturę to stanowczo odmawiam wsparcia odbudowy Zamku Przemysława powszechnie zwanym Gargamelem. Wprawdzie mój jeden procent to będzie nie wiele i nie ma szans na powstanie z niego budynku w stylu słynnej Carnegie Hall, ale gdyby powstała idea wybudowania tego rodzaju budynku użyteczności publicznej z przyjemnością bym ją wsparł. 

JAMES BLANT

to nie  będzie o wymienionym muzyku, raczej o wpisie pod tym tytułem, który wywołał pewne wspomnienia i spowodował zadanie sobie kilku pytań; dlaczego studiujemy, co oznacza tytuł, który na koniec zdobywamy, o co chodzi w tym małpim Zoo.

Klip, który zamieszczam jest swego rodzaju komentarzem do przeczytanego postu, nie do moich pytań.
zaliczyłem swój pierwszy negatywny komentarz
estetyczno-gramatyczno-ortograficzny

sobota, 14 stycznia 2012

kilka myśli o zaświergoleniu

to nie ja wymyśliłem to słowo tylko tłumacze starej kreskówki z fabryki Disneya pod tytułem "Jelonek Bambi". Dziwne, ale czym mam większą okazje obserwować świat i ludzi, właściwie powinienem napisać tych tworzących pary, hetero, homo i niezdecydowanych. Dochodzę do kilku wniosków. Po pierwsze czas działa na niekorzyść, spada atrakcyjność ale i zdolność do akceptacji drugiego człowieka bez próby jego zmieniania na swoje podobieństwo, bez tworzenia klona. Po drugie wbrew temu co mówią i piszą konserwatyści na poziomie tworzenia związku pary hetero i pary homo naprawdę nie wiele się różnią. Jest etap poznania się, wspólnego tzw. chodzenia i wspólnego zamieszkania w celu stworzenia związku. W obu przypadkach jest też umiejętność zrobienie idealnej awantury prawie z niczego, u homo jest tylko jeden powód mniej do tej awantury, opuszczona klapa na sedesie lub nie. Po trzecie, świat tworzy coraz więcej singli, miasta są coraz większe z wieloma usługami, ale na to wszystko trzeba zarobić, czyli spędza się w pracy za dużo czasu, żeby starczyło sił  na bardziej złożone organizowanie sobie życia, dążymy do upraszczania czasu własnego. Gdzie poznać tą swoją drugą połówkę? W pracy ? Nie dziękuję. Z resztą kiedyś zadałem prowokacyjne pytanie, czy zdarzyło Wam się nawet nie samemu ale być świadkiem, że na firmowej imprezie integracyjnej jest pracownik, pracownica ze swoim partnerem, partnerką. Bo ja szczerze pomimo zmiany kilku firm i pracy przez ostatnie ponad dziesięć lat nigdy nie byłem tego świadkiem. Oczywiście przyznaje się, że ja na taki ruch na razie nie mam odwagi. Nie wiem jakie jest Wasze odczucie, ale firmowe życie opiera się na bardzo konserwatywnych zasadach z epoki wiktoriańskiej, konwenans, pozory są najważniejsze. I na koniec w pewnym wieku zaczyna się akceptować nie tylko myśl, ale i stan, że nie jest się stworzonym do związku. Zabrzmiało to trochę jak mowa pogrzebowa, ale mówi się trudno.

czwartek, 12 stycznia 2012

mam strasznego pietra

nie spodziewałem się, że wpis pod tytułem "moderowanie komentarzy" będzie miał taki oddźwięk w postaci ilości wizyt i komentarzy. Gdybym był Hitchcockiem to zafundował bym kolejne trzęsienie ziemi, czyli dolał oliwy do ognia, ale raczej chyba nie dam rady powtórzyć tego zainteresowania. Dlatego pozwolę sobie załączyć klip z youtuba, z jednym małym pytaniem pod nim.

Czy ktoś wie, na jakich zasadach iTunes przyjął utwory Tego gościa i je sprzedaje po 1,29$. Ile trafia do niego. 

wtorek, 10 stycznia 2012

moderowanie komentarzy

dzisiaj po raz kolejny skomentowałem czyiś wpis na blogu, zaskoczenie nie pierwszy raz pojawiło się gdy okazało się, że komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez właściciela blogu. Zacząłem się zastanawiać czym kierują się Ci, którzy korzystają z tej funkcji. Mój blog jest mało popularny i ja nie kandyduje na blog roku, nie ważne którego roku. Łatwo zauważyć, że to jest dla mnie świeża przygoda. Jest nie wiele komentarzy, ale o ich autorach mogę powiedzieć jedno na pewno savoir vivre-u ktoś ich nauczył. Czyli jeśli nie zgadzam się z kimś to albo milczę, albo wyrażam to w sposób bez obelg. Jeśli ja coś komentuje to trochę jak "dobry dziadunio" przede wszystkim chcę kogoś podnieść na duchu lub dać delikatnego klapsa, żeby zrobił coś więcej lub lepiej ponieważ w niego wierzę, bo ja "wierzę w drugiego człowieka". Nie jestem cymbałem, który nie zdaje sobie sprawy dlaczego włączyli tą funkcję, zresztą dziś na odwiedzanym blogu, autor napisał, że niekulturalne komentarze ( właściwie powinienem nazwać rzecz po imieniu - chamskie komentarze) pozostawi po to aby usprawiedliwić przyczynę włączenia tej funkcji. Nawet nie przeczytałem jednego z nich, dlaczego ? Z tego samego powodu, co nie czytam pod niektórymi klipami na youtubie komentarzy, z tego samego powodu co przestałem czytać komentarze pod artykułami na gazecie z biegiem czasu straciło to sens. Powinno to być miejsce wymiany spojrzeń na świat, temat, problem, a stało się miejscem na obelgi i przekleństwa. To, że klnę jak szewc nawet w swoich wpisach nie znaczy, że pozwolę siebie lub kogoś wyzywać podwórkową łaciną.  Na razie mam szczęście ponieważ wszystkie zamieszczone komentarze spełniają moje rozumienie dobrego wychowania, nie wymagam zgadzania się ze mną , jest mi miło kiedy ktoś postrzega niektóre tematy podobnie, jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, nie mam z tym problemu i na pewno nie usunę tego komentarza, pod jednym warunkiem, że wpis nie będzie z rodzaju "kłamstwa Oświęcimskiego". Wiem, że w Polsce tego pojęcia prawnie nie ma, ale jako wielbiciel pewnego poglądu przedstawionego przez A. Szczypiorskiego w książce "Początek", którego potwierdzeniem jest obowiązujące prawo RFN, zastrzegam sobie usuwanie komentarzy, które obrażają innych ludzi ze względu na rasę, wyznanie, światopogląd, niepełnosprawność i preferencje seksualne. Dzisiejszy obrazek  jest symbolem tego co napisałem.

i na koniec jeszcze jedna uwaga, wielu zna żarty (kawały) jak to ktoś ważny ląduje po śmierci w niebie i poznaje rzekomo boskie prawidła rządzące niebem, dla mnie wbrew temu co powiedziała mi kiedyś pewna nawiedzona Oazowa Panna to nigdy nie były żarty o Bogu, tylko o nas o ludziach o naszym pojmowaniu co jest grzechem, a co nie.

niedziela, 8 stycznia 2012

Chciwość

jak wiadomo wszem i wobec , fatalnie piszę recenzję. Mam nadzieję że nie zniechęcę do obejrzenia tego filmu.
Obsada rewelacyjna, to są gwiazdy Hollywood, ale też fantastyczni aktorzy. Kevin Spacey jak zwykle doskonały, Jeremy Irons kurna chata on powinien grać tylko bezwzględnie zimnych drani wychodzi mu to perfekcyjnie i nawet nie musi broczyć w ludzkiej krwi. Demi Moore żadnej innej aktorki nie widzę w roli kobiety pracującej w korporacji, pierwszy raz zachwyciła mnie w "Sieci" teraz pokazała po raz kolejny, że może zagrać w filmie jako jedna kobieta i nie będzie kwiatkiem do kożucha, nie jest po to żeby zrobić film dla kobiet. Fabuły nie będę opowiadał nie zabiorę przyjemności do śledzenia akcji. Film jest o niebo lepszy od "Wall Streat Pieniądze nie śpią nigdy" jest świetnym dramatem, ale niestety moim skromnym zdaniem wymaga trochę wiedzy z zakresu funkcjonowania banków inwestycyjnych lub samodzielnych biur maklerskich. Oczywiście sam czytałem kilka reklam i recenzji i niestety są bardzo mylące. Dawno nie oglądałem tak dobrego zaangażowanego w dylematy moralne filmu, niestety żeby zauważyć te momenty tą fantastyczną grę aktorów, te wątpliwości trzeba wiedzieć kiedy kłamią, oszukują, dbają o własny stołek, a kiedy ważniejsza jest pensja czyli rozumieć co jest problemem tej firmy, dlaczego wyparowała z tej firmy kasa. I na koniec mój zachwyt wzbudził Zachary Quinto dał radę zagrać z dobrymi aktorami i nie pozwolił się zjeść, a może to szczęście dobrze napisanej roli dla niego. Słabo niestety wypadli Simon Baker i Penn Badgley , zwłaszcza Simon jako ktoś kto w bardzo młodym wieku zaszedł wysoko był mało dla mnie przekonujący. Miłego oglądania. 

sobota, 7 stycznia 2012

lista nałogów, o które bym się nie podejrzewał

kiedy oglądałem film "Sala samobójców", który w niektórych elementach mnie zachwycał w innych irytował, stwierdziłem że co jak co ale jestem z innego pokolenia, potrafię żyć bez internetu. Wprawdzie mam profil na facebooku, ale życie doskonale organizuję sobie bez jego udziału zresztą nie wiem ale ja trochę czegoś innego fecebooku oczekiwałem i jestem mocno rozczarowany, a sam portal uważam za mocno przereklamowany, tak samo odbieram nk.pl. . I w tym tygodniu wyszło mi, że to złudzenie. Jak to sobie uświadomiłem, bardzo brutalnie. Mój operator internetowy, który ma bardzo podobną nazwę do dostawcy prądu za dwa ostatnie rachunki nie dostał pieniędzy i ograniczył mi dostęp do sieci zmniejszył prędkość, dostawca prądu zapewne wystawi mi rachunek do zapłaty 0,00 zł . Dwa dni miałem prędkość łącza, przy którym zalogowanie się do banku jest nie możliwe bo za długo trwa otwieranie strony i wyrzuca. Otwarcie jakiejkolwiek strony internetowej jeśli jest na niej film niemożliwe. Po tych dwóch dniach miałem taką frajdę jakbym dostał cukierka w kryzysie lub pomarańcze. Przejrzałem wszystkie ulubione blogi wg zakładki ulubione sprawdzając kto i co zaaktualizował i jeszcze kilkadziesiąt stron. Po tej żmudnej pracy odnoszę wrażenie, że stan lękowy minął.
Nałóg numer dwa, mam kartę w ramach programu motywacyjnego, która pozwala chodzić na siłownie, na basen i jeszcze w kilka miejsc dla poprawy kondycji fizycznej. Jak ją otrzymałem w aktualnej pracy to za nim wybrałem się pierwszy raz na zajęcia to upłynęły dwa tygodnie . Dzisiaj po roku mam ulubiony klub, ulubione w nim zajęcia i chodzę trzy dni w tygodniu. Ja, który sport lubił, ale najbardziej na mojej szerokiej kanapie z piwem i chipsami na stoliku ,  stałem się bardzo zaangażowanym uczestnikiem zajęć, które wymusiły zmiany w spędzaniu wolnego czasu i odżywiania. Na dodatek spowodowało szaloną myśl wzięcia udziału w maratonie. Myślę o tym od trzech lat tylko w poprzednich nie zrobiłem nic, żeby się zbliżyć do tego, a teraz szukam programu treningowego na 10 miesięcy aby to zrobić. Kiedy pomyślałem o tym, oczywiście wtedy kiedy pewne ruch spowodowałyby konieczność pożegnania się z firmą i oddania karty. Doszedłem do takiego absurdu myślowego, że albo będę dostawał takie świadczenie w nowym miejscu pracy, albo wynagrodzenie o ten wydatek musi być wyższe niż w poprzedniej. Czyli znowu, ewentualna możliwość braku dostępu powodowała panikę w oczach.
I ostatni nałóg. Jeszcze nie ma godziny 11.00 a ja piję drugi kubek, gdybym był w pracy piłbym trzeci. Kawa z ekspresu dosyć mocna. Daję rady bez niej funkcjonować nie powiem, ale wtedy jestem trochę rozdrażniony, marudny i w ogóle życie jest do d. Jeden z moich gości, przyznaje, że pije kawę na terenie Poznania tylko w trzech miejscach nie licząc kawiarni i restauracji. U siebie u mnie i jeszcze w pewnej instytucji samorządowej gdzie dyrektor ma podobno takiego samego świra na temat kawy jak ja. Skąd wiem, że muszę zaliczyć to do nałogów. W czwartek w pracy ekspres się popsuł, zrobiłem sobie rozpuszczalną, prosiłem o łagodniejszy wymiar kary. Dobrze, że do zrobienia był tylko jeden raport.

wtorek, 3 stycznia 2012

Dla niektórych sukces to za mało, chcą, aby inni im zazdrościli

tytuł to cytat z Cariie Bradshaw, dziś zdecydowałem  się na przeprowadzenie małej rozmowy z moim Szefem, miałem to zrobić w piątek i wtedy ją zacząłem, ale dopiero dzisiaj ją dokończyliśmy. Sukces ? Marzenia ściętej głowy. Czyli porażka ? Szczerze raczej minimalizowanie strat. Tak naprawdę zastanawiam się zwyczajnie na czym ja stoję? Mój umysł usłyszał, radosne podszepty niektórych czytających "że na prawej nodze" lub " na podłodze". Właśnie przed chwilą dotarło do mnie kilka prawd o życiu, tylko czy pisanie ma jakiś sens. Pierwsze stwierdzenie, optymistą można być tak do około 35 lat, później zostaje się pesymistą. Ta cholerna szklanka staje się coraz bardziej pusta i dotyczy to naprawdę wszystkiego z czego składa się życie. Drugie stwierdzenie, z upływem czasu człowiek przestaje się interesować wygraną, w kręgu jego zainteresowań staje się "wstać od stołu, jak najmniej przegrywając". I ja mam z tym cały czas problem , nie wiem może jestem hazardzistą, ale  chce wygrywać, chcę żeby było tak jak ja chce. Wiem zachowuję się jak mały dzieciak co tupie nogą w sklepie bo on chce mieć ten samochód. A dlaczego nie. Jeśli przez najbliższe trzydzieści, czterdzieści lat ja mam akceptować to co daje mi życie z pokorą to nie ten adres.Trzecie stwierdzenie, dziwnym zbiegiem okoliczności  z wiekiem poświęcamy coraz więcej czas na to czego nie lubimy robić, a coraz mniej na to co lubimy. I na dodatek wmawiamy sobie, że dzięki dobremy wykonaniu tych mało lubianych zajęć, będziemy mogli później poświęcić się tym lubianym . Ostania złota myśl, jak usłyszę że pieniądze szczęścia nie dają to dam w pysk.
Szczerze wyjechałbym sobie gdzieś daleko, gdzie mocno świeci słońce i są fajne widoki, chociażby taki jak ten poniżej.

niedziela, 1 stycznia 2012

podsumowanie roku 2011 cz 2 i ostatnia i dzisiejszego dnia

spędziłem sylwestra z moim bratem jego żoną i ich dziećmi. Uświadomiłem nam wszystkim, że wprawdzie narzekamy na ten rok jesteśmy nim zmęczeni, ale zapamiętamy tylko jedno, narodziny bliźniaczek. Reszta z upływem czasu wyblaknie będziemy coraz mniej pamiętać, po za datą ich urodzin. Picie z moim bratem to dla mnie straszne zawody pomimo mocnego pilnowania się i tak na drugi dzień cierpie. Właśnie obaliłem, drugie półlitra coli, może mi przejdzie efekt kaca w żołądku, bo głowa mnie wcale nie boli. Zresztą muszę się przyznać, że ja mam bardzo dziwne objawy kaca, stadium pierwsze - ból żołądka, stadium drugie - całego brzycha, stadium trzecie - cały czuję się spuchnięty, ale naprawdę rzadko mnie boli głowa to już prędzej będe miał światłowstręt. A dzisiaj lekko tylko żołądek. Czyli byłem grzeczny.
Swoich życzeń głośno nie wypowiem tylko załącze plik może nie do końca na temat, ale kiedy myśle o moich życzeniach to mi dudni to w głowie, problem jest w czyim wykonaniu, dlatego załącze wersję troche jadącą po bandzie, a co mi tam, mówi się trudno.