bardzo wcześnie zauważyłem, że w różnych sytuacjach życiowych przywdziewam Maski, za którymi się ukrywam. Według pewnej Pani, z którą kiedyś pracowałem to wynika z tego, że jestem spod znaku "Bliźniąt" , a te jak wiadomo te są nieszczere i fałszywe. Na dodatek oddzielałem rożne sfery życia.. Pilnowałem tego, żeby sfera prywatna ze sferą zawodową nie przenikały się, wymiana pomiędzy nimi nawet informacji mocno ograniczona.
W aktualnym miejscu pracy jakoś od swoich wcześniejszych zasad odszedłem i żałuję tego już od dłuższego czasu. Nie chodzi o comming out, myślę o spotkaniach towarzyskich w pracy po pracy, o mówieniu sobie na Ty, o byciu fajnym kumplem z pracy. To się może sprawdza kiedy mamy to samo stanowisko, tego samego szefa, trafimy na tych samych marudnych klientów. Kompletnie nie działa to wtedy, kiedy jeden z nas jest szefem, a drugi podwładnym. Kiedy jeden z nas chce zachować aktualny stan rzeczy, a drugi chce zmian lub je musi wprowadzić. Kiedy pada propozycja wyjścia wspólnie do restauracji, a komuś to zwyczajnie nie pasuje.Kiedy ktoś chce obchodzić swoje urodziny, a ja nie bardzo wiem dlaczego mam to świętować. Jak uniknąć tego spotkania, w sposób nie budzący niepotrzebne pytania ?
Innego rodzaju maskę przywdziewam na spotkaniach towarzyskich na które trafiam bo widocznie "los tak chciał", doskonałym przykładem jest wpis jak to chciałem być Strusiem Pędzi Wiatrem. Jestem i zakładam maskę, tą z rodzaju "miły i zainteresowany" i czekam, aż nadejdzie moment kiedy ktoś pierwszy wyjdzie ze spotkania, wtedy ja jestem jako drugi przy drzwiach wyjściowych. Nie lubię miałkości tych spotkań, tych mdłych mało interesujących rozmów. Czasami mam wrażenie, że druga strona też się męczy. Gra pozorów.
Właśnie przypomniały mi się dwie opinie o mnie, pierwsza to "Pana irytują ludzie z mniejszą wiedzą od Pana". a druga to "to musi być irytujące znać rozwiązanie problemu, a musieć czekać na innych". Te dwie opinie pokazują, że nie zawsze udaje mi się ukryć to co myślę pod maską obojętności.
Zdaje sobie sprawę, że ten wpis prezentuje mnie jako zimnego drania nie zdolnego do empatii, zapewne samotnego i smutnego. To prawda , że coraz mniej się wesoło śmieję, czasami wcale. Nie mam ponad tysiąca przyjaciół na fecebooku i nk. I nie będę robił tragedii ze złamanego paznokcia lub pierwszego siwego włosa.
Maski to nic dziwnego. Każdy je zakłada każdego dnia, każdy ma ich kilka. Przeznaczone dla konkretnych osób, konkretnych sytuacji. I tylko przed nielicznymi pokazujemy całą swoją twarz. Takie życie.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony - jesteśmy jednym z najbardziej błyskotliwych, czarujących, wszechstronnych znaków zodiaku i mamy znakomite zdolności adaptacyjne ;)
OdpowiedzUsuńPeter Berger wprost stwierdził, że każdy człowiek jest tylko sumą swoich masek, ale jak już wspominałem u siebie, socjologia to samo ZUO :]
Tak naprawdę to "prawdziwym" jest się tylko wtedy, gdy jest się sam na sam i nikt nie widzi. A Keram ma rację - ile sytuacji, ile osób i okoliczności, tyle masek. To naturalna ochrona.
OdpowiedzUsuńmaski zakłada kazdy. Dosłownie: każdy !! nic w tym dziwnego nie ma.
OdpowiedzUsuńco do stosunków w pracy: od wieków powtarzam, że w pracy przyjaźni nie ma. Pięknie w oczy, za plecami wbiliby Ci nóż w śledzionę:)
i szkoda, że człowiek musi sie czasem dostosowywać do reszty:/
pzdr
@Karem dzięki , trochę mnie przerażasz, że jest tych masek aż tak wiele,
OdpowiedzUsuń@Kajot nie ma to jak samozadowolenie
@Lemur Katta to chyba tylko w toalecie na sedesie ;)
@Yomosa dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam wstręt do tych fajnych spotkań