wtorek, 27 listopada 2012

wypiłbym kieliszek wina,

siedzę na mieście we Wrocławiu , korzystam z darmowego internetu, pozornie darmowego bo zapłaciłem za kawę i ciacho. Czytam, oglądam i uświadomiłem sobie, że mam ochotę na kieliszek wina, a może dwa. Jest tylko jeden problem, jestem wyznawcą teorii Pana Marka Kondrata, że "wino piję się w towarzystwie", a ja jedynych ludzi jakich znam we Wrocławiu, to tych z którymi pracuję, czyli wspólne picie poza imprezą firmową, odpada. Picie alkoholu w środku tygodnia odpada, a na weekend znowu jak znam życie zwieję do Poznania. Znowu będzie wśród współpracowników dziwne pytanie co mnie ciągnie do Poznania, lub co mnie z Wrocławia wygania. Tak naprawdę to nie jest moje miasto. Ostatnio pytałem kumpla z Poznania, który kilka lat temu przybył do Poznania jak długo trwała jego aklimatyzacja. Jego zdaniem najgorsze jest pierwsze 6 miesięcy, moje we Wrocławiu dobiega końca i nie jest fajnie i jakoś trudno mi uwierzyć, że kolejne półroku będzie lepsze niż poprzednie. Żadne polskie miasto to nie Amsterdam, Londyn czy Nowy York, u nas ludzi do towarzystwa musisz poznać na studiach bo później poznajesz ludzi w pracy z którymi musisz wytrzymać 8 godzin bo z nimi pracujesz tylko tyle, czasami opowiesz kilka głupot, ale tylko tyle.
Praca, puste mieszkanie, czasami samotny spacer po Wrocławiu , tak mija każdy dzień. Jeden, drugi i kolejny i jest piątek godzina 16, szaleńcza jazda do Poznania trwająca 3 lub 4 godziny, urok polskich dróg.
O 21 w piątek kolacja w Poznaniu, oglądanie TV, sobota spotkanie z którymś kumplem lub kumpelą, czasami tak nudne jak ostatnie z Baronową L, jeszcze kilka innych spraw załatwianych na szybko, odwiedziny u rodziców i niedziela około 22 wjazd do Wrocławia.
Rewelacja, proza życia, nie podoba mi się to kompletnie. Dobrze, że w tym kraju nie można sobie kupić broni, bo chyba strzeliłbym sobie w łeb i byłby święty spokój.


niedziela, 25 listopada 2012

sprawa znana od pokoleń ... ale miłość wciąż ta Sama

www.tumblr.com
tak jak wielu z Was czasami przeglądam internet bez jakiegokolwiek sensu. Na obrazkowych blogach jest pełno zdjęć z pięknymi chłopcami, prawie zawsze młodymi. Te zdjęcia są mniej lub bardziej kontrowersyjne, pokazują mniej a czasami więcej , a czasami o wiele za dużo.
Kiedyś w programie o jakiejś wystawie usłyszałem moim zdaniem ciekawe zdanie "dobre zdjęcie musi opowiadać jakąś historie". Gdy dziś zobaczyłem zamieszczone powyżej zdjęcie, zacząłem się zastanawiać co ono opowiada.
Jest w nim coś urzekającego, wywołuje we mnie sympatie do tych dwóch obcych mi ludzi, a najlepiej opisują te słowa
Sprawa znana od pokoleń, 
nieszczególny żaden dramat, 
że zmieniają się idole, 
ale miłość wciąż ta sama.

 zaczerpnięte z piosenki zespołu Pod Budą - Ta sama miłość


niedziela, 18 listopada 2012

jestem słoikiem ?

w okolicach 1 listopada pierwszy raz napotkałem w necie pojęcie "słoik", trochę mnie zaskoczyło że tak nazywa się ludzi. Wtedy przeczytałem artykuł i potraktowałem go z przymrużeniem oka jako taką zapchaj dziurę , żeby coś innego napisać niż o świętach, podróżach Polaków na groby, pijanych kierowcach i tym podobne.
Niestety temat wraca co kilka dni, a to jakiś przedruk na innym portalu, gazecie, a ostatnio w jednej ze stacji TV wypowiadał się jakiś mądry socjolog. 
Kilkanaście lat temu po powrocie z mojego pierwszego szkolenia w Warszawie, zacząłem opowiadać co mi się w tym wyjeździe nie podobało, najbardziej zarozumialstwo Warszawiaków. Słysząc to pewna Pani zwróciła mi uwagę, że prawdziwa Warszawa zginęła w Powstaniu Warszawskim, a teraz mogę spotkać tam tylko nowych przyjezdnych. Przyjąłem jej wyjaśnienia i już więcej nie starałem się używać tego określenia, choć czasami nadal mi się wyrywa zwrot "ta pierdolona warszawka". 
Ponieważ pochodzę z małego miasta , przeprowadziłem się do Poznania, a teraz dojeżdżam do pracy do Wrocławia, to prawdopodobnie jestem "słoikiem".
Niestety mam jedno spostrzeżenie dla mieszkańców dużych miast to przez to, że podobnym ludziom jak ja chce się pracować, a nie pobierać zasiłek z pomocy społecznej powstały w Waszych miastach mieszkania, których sens istnienia jest taki, że przyjezdni je wynajmą. Zapłacimy czynsz, wynajmujący mam nadzieję, że podatki od tego wynajmu. Oni z dochodu kupią dodatkowe przedmioty . Ja nie jestem wstanie przywieźć wszystkiego w słoikach i wieczorem spacerując samotnie w Waszym mieście wejdę do kawiarni i kupię kawę i tu znowu będą podatki czynsz i ktoś będzie miał pracę. 
Warszawa jak i inne duże miasta bez przyjezdnych nie potrzebowała by tylu restauracji, barów . Warszawa ma zameldowanych mieszkańców 1,7 mln to około 4 % wszystkich mieszkańców Polski zapewne drugie tyle mieszka "słoików". 
Zadzieranie nosa nikt nie lubi, więc gdy następnym razie użyjesz określenia obrażającego drugiego człowieka  zastanów się czy ktoś inny nie może Ciebie obrazić, bo język ma dużo brzydkich określeń tylko dobre wychowanie i kultura osobista jest rodzajem tamy dla języka nienawiści.
Czas z tym skończyć.

niedziela, 11 listopada 2012

Święto Niepodległości uczczę kilkoma kilogramami

http://igoronco.natemat.pl/38785,poznanski-dzien-niepodleglosci

faceta napisał to, za co kocham Poznań, a uświadomiłem sobie to zmieniając akwarium.
Szczerze ja chce wrócić do mojego poznańskiego akwarium.
Gdyby Polska miała ustrój federacyjne, to jestem przekonany, że byłoby to województwo z najbardziej liberalnym prawem zarówno w sferze gospodarczej jak i obyczajowej. Bo w Poznaniu liczy się praktyczność i oszczędność.
Ten artykuł używa jeszcze jednego określenia, którego nie byłem świadom "polscy Niemcy", dziwne, ale w nowym miejscu pracy kilka razy zostałem nazwany Niemcem, wprawdzie do końca nie rozumiałem sytuacji, ale  nie postrzegałem tego jako obelgi

tym razem skromnie, ktoś napisał to lepiej, więc tylko posłużę jako słup reklamowy, a sam idę zjeść kolejnego rogala .

sobota, 3 listopada 2012

garderoba

jest sobota, wieczór siedzę sam, nigdzie nie wyszedłem bo tak naprawdę i szczerze nie mam ochoty na wyjście. W radio leci Vangelis, a ja oglądam zdjęcia ładnych chłopców na dwóch portalach i rzuty mieszkań u jednego z poznańskich developerów, niezła masakra samotnego faceta.
Te rzuty mieszkań są podstawą tego postu. kiedy podjąłem decyzję o kupnie mieszkania, najważniejsze dla mnie było, jeden zamknięty pokój i garderoba, kiedy o tym opowiadałem wzbudzałem niezłe politowanie. Bardzo często padało pytanie "po co samotnemu facetowi garderoba ?" Przecież nie ma 650 par butów jak Joan Collins, szczerze cholernie duża musi być ta jej garderoba, że tyle mieści. Moja jest znacznie skromniejsza, ale jestem z niej bardzo dumny.
Od jakiegoś czasu jestem kibicem dwóch dziewczyn w pracy w wyborze mieszkania. Słucham opowieści jak trudny jest dziś rynek i jak oferowane mieszkania są za drogie, za małe i jak nie spełniają ich oczekiwań bo na przykład kuchnia jest otwarta.
W moim idealnym mieszkaniu po trzech latach zamieszkiwania zauważam niedoskonałości, ale w porównaniu do mieszkania wynajmowanego, które jest zdaniem mojej mamy idealne dla mnie, wiem że dokonałem przyzwoitego wyboru, może nieidealnego, ale przyzwoitego.
Bardzo starałem się w tym wyborze zrealizować warunek "mieszkanie musi być dopasowane do mnie, ja nie będę przystosowywał się do niego" niby jest to bardzo proste tylko w realizacji bardzo skomplikowane.
Kiedy słyszę opowieści tych dziewczyn to kompletnie nie rozumiem ich parametrów poszukiwania. Może ta różnica jest uwarunkowana tym, że ja z nikim decyzji nie konsultowałem owszem opowiadałem co i jak ma być, czasami nawet na podstawie ich pytań ich wątpliwości zmieniałem swoje decyzje w sposobie aranżacji. Zastanawia mnie co by było gdybym podjął decyzję , właściwie zaakceptował fakt że ktoś wprowadzi się na te moje skromne kilkadziesiąt metrów. Połowa garderoby i szafy w sypialni dla niego. 
Z pewnych względów musiałby być trochę wyższy ode mnie bo mój ojciec, który jest mojego wzrostu, bardzo marudzi na ustawienie jakie mam w mieszkaniu pod siebie, 

i na koniec mebel, który bardzo bym chciał mieć, ale cena jest dla mnie zaporowa i długo będzie,
mam na myśli tą sofę, reszta jest dla mnie nieciekawa i zbyt szpanerska.

czwartek, 1 listopada 2012

staram się

kiedy piszę posta lub komentarz nie chcę przynudzać. Staram się być wesołkiem z dystansem do świata i innych, choć nie zawsze mi to wychodzi. Czasami piszę posty i komentarze całkiem serio i na poważnie i jestem tak wściekły, że walenie w klawiaturę słyszy mój sąsiad. Jednak najbardziej szokuje mnie brak dystansu do siebie u innych. Mam wrażenie, że Polacy w ogóle nie potrafią śmiać się z siebie.
W ostatnim tygodniu zostałem nazwany w pracy trzy razy "Panią", tak z marszu bo mój zawód jest bardzo sfeminizowany i co odpalił Atlu w jednym z emaili
" z przykrością nie mogę rozpatrzyć Pańskiej sprawy, ponieważ jestem zajęty poszukiwaniem odpowiedniego koloru lakieru do paznokci pod kolor moich oczów". Reakcja bezcenna.
Gdy komentuje Wasze posty staram się rozluźnić atmosferę bo życie jest i bez tego do dupy, staram się być gentlemanem chociaż nie zawsze mi to wychodzi za co bardzo przepraszam.
Gdy następnym razem mój komentarz wywoła w Was stres to przepraszam i proszę zaśpiewajcie sobie "bo życie kabaretem jest"
Na koniec ja na prawdę chciałbym wyglądać tak

a niestety wyglądam tak

a może tak