środa, 25 lutego 2015

(393) I, Robot

w nawiązaniu do poprzedniego postu , ciągnę cały ten mój bałagan dalej. 

Jeśli chodzi o nowości , to wczoraj usłyszałem pewien komentarz skierowany do mnie, który spowodował dziwną rozmowę. Odtwarzam ją z pamięci, i to jest moje postrzeganie, co druga strona miała na myśli nie wiem , wiem co powiedziała:
"- nie może Pan tak do nich mówić  - stwierdziła "obserwatorka"
- nie rozumiem co złego powiedziałem rozwiązałem im problem i zakończyłem zbędne dywagacje, 
- oni się będą Pana teraz bać - kontynuowala "obserwatorka", 
- dlaczego? Przecież jednym zdaniem zamknąłem temat, rozwiązałem ich problem
- za łatwo to Panu wyszło - kontynuowała"

dalsza nasza rozmowa była wymianą myśli, o tym  co się stało. Może ja to opacznie rozumiem, ale według niej to nie oni mieli problem tylko ja, że nie pozwoliłem im samym dojść do wyniku. Nie pozwoliłem im marnować czas na rozważania i samodzielne dojścia do wyniku dyskusji, który dostali za darmo i na tacy, a na dodatek w mojej postawie nie było oczekiwania "oto za moją pomoc proszę o pomnik". 

Obserwatorka przez ostatnie dwa dni ciągle zarzuca mi, że za łatwo mi coś przychodzi i to powoduje zły odbiór mojej osoby. Ręce mi opadły do ziemi. Nie wiem skąd to przekonanie, że to spłynęło na mnie jak objawienie "Duchem Świętym". W każdym roku wydaję ze środków własnych na literaturę fachową przynajmniej połowę średniej krajowej , czytam więcej stron w różnych postaciach niż na jednym roku studiów. Tracę przynajmniej jeden weekend w miesiącu na analizowaniu nowych materiałów, które pomagają mi w pracy. Tak mam przewagę, dość szybko zapamiętuje i mam talent logiczno-matematyczny. Tylko tyle, tak powstaje moja przewaga. I za to mam przepraszać ? Mam czekać, aż ktoś wymyśli nową "teorię o układzie ciał niebieskich"?  

Marnowanie czasu to koszt, to mniejszy zysk czyli strata. Jeśli jest strata to trzeba zamknąć biznes, ponieważ nie ma skąd do niego dopłacać czyli wszyscy tracimy pracę i trafiamy na zasiłek. To taka trudna teoria ? Naprawdę to jest jakaś wyższa matematyka ? 

niedziela, 22 lutego 2015

(392) wpadłem w coś gorszego niż rutyna

dwa tygodnie temu zaliczyłem przeziębienie, ale wtedy z niego udało mi się wydostać domowymi sposobami, patent własny nie babciny bo nie lubię czosnku.

zeszły tydzień jakoś przetrwałem wstając, idąc do pracy , wracając , kładąc się spać i znowu od początku. Był tak fascynujący , że w piątek wieczorem potrzebowałem przejścia na drugą stronę lustra.

weekend marny , standard sobota w samotności, standard w niedzielę z rodziną na podwójnych imieninach i wieczór w samotności.

perspektywa nadchodzącego tygodnia jest tak fascynująca, że chce mi się wyć lub dokonać zbiorowego mordu.


piątek, 20 lutego 2015

ideał sięgnął bruku

do pewnego popularnego tygodnika miałem wielki sentyment. Był pierwszym tego typu dziennikiem chyba jeszcze w komunistycznej Polsce, a na pewno w Polsce reformowanej przez Premierów Mazowieckiego i Balcerowicza*. Kiedy zacząłem przygodę w liceum czytałem go dość regularnie na ile pozwalały mi moje skromne uczniowskie zasoby finansowe. Skromne, przepraszam to były inne czasy i nie było konieczności życia z telefonem na kartę i bycia on-line. Był wzorowany na amerykańskim Time , na pewno jego okładka. Pilnował świeckości państwa, był bardzo liberalny gospodarczo. Premier Balcerowicz za pewne tylko w nim nie musiał się obawiać, że znajdzie inwektywy pod swoim adresem.

Dlaczego wspominam tamten dziennik jeszcze dziś obecny, chyba już nie długo będzie istniał na rynku wydawniczym. Artykuł z tego tygodnia o słynnej aferze biała kreska nie wiadomo kogo , ale wiadomo kto tam był, spowodowała że wróciły wspomnienia. Byłem pierwszym rocznikiem liceum , któremu wywalono system polityczny, a w drugiej klasie liceum wprowadzono religię do szkoły. Przedmiot pod nazwą "Wiedza o społeczeństwie" przeobrażał się z poczwarki komunistycznego prania mózgu, na szukanie pomysłu jak powinno to wyglądać w demokratycznym państwie. Na zakończenie dostałem "celujący" bo właśnie na bazie tego tygodnika przygotowałem referat. Ten referat nie zrobiłem bo chciałem, bo miałem pomysł. Zrobiłem go bo dostałem takie zadanie od profesorki na wniosek koleżanki, która gdy usłyszała, że mam dostać bardzo dobry jak kilka innych osób w klasie głośno stwierdziła "to jest kpina".  Młodzi ludzie są bezwzględnie szczerzy.

Trochę jest mi żal, że świetność tego tygodnika "przeminęła z wiatrem".  Może się mylę, ale ta afera zniszczy jej bohatera , ale też panów redaktorów**. Szkoda, że tygodnik zniknie. Bez reklamodawców, którzy takiej wpadki nie wybaczą, nie dożyje do końca roku.



* pierwsza gwiazdka jest dla tych wszystkich co chcieliby mi się mądrzyć, że Balcerowicz nigdy nie był Premierem macie racje takie są fakty, ale zasady savoir-vivre nakazują tak go tytułować, a ja uwielbiam zasady dobrego wychowania. Ponadto cenię Pana Balcerowicza jest moim Bohaterem, moim Idolem.
** bez dowodów nie ma przestępstwa, a czasami także grzechu czyli niemoralnego zachowania, na razie tego brak. Dlatego ktoś kto tego nie rozumie, nie zasługuje na należne mu duże litery wskazane przez dobre wychowanie.

niedziela, 15 lutego 2015

gdzie jesteś mój Walenty?

wczoraj przed południem lekko skacowany po za dużej ilości piwa piątkowego wieczoru. Po woli robiłem wszystko, a w pustym domu towarzyszył mi włączony telewizor, coś tam w tle sobie gadało. Wiem nie ekonomicznie, ale jakoś trzeba było się rozruszać. W pewnym momencie ktoś w TV dał diagnozę, że w Polsce Walentynki to tylko chwyt marketingowy. By podczas zimy, wymusić w nas potrzebę zbędnych zakupów. Analizując rok w postaci bezsensownych zakupów i robienia przez nas nie do końca racjonalnych wydatków to jest to jak najbardziej trafna analiza. Zacznijmy od Bożego Narodzenia  oprócz wydatków na jedzenie są zakupy prezentów ile znika schowana głęboko w szafach. Jedna wielka handlowa ściema. Następnie w marcu lub kwietniu jest Wielkanoc znowu wielkie żarcie i prezenty, kiedyś były tylko słodycze dla dzieci, teraz są zabawki przynajmniej u mnie w rodzinie. Maj to oczywiście komunie, z tego zrobił się biznes, lokal jak na wesele, fotograf dla zdjęcia grupowego, alba , ale matki dziewczynek kupią też sukienki księżniczki. Dobrze, że nie ma limuzyny zamawianej, chociaż może się mylę. Lipiec sierpień , myślicie, że są bezpieczne dla naszej racjonalności,  ależ skąd przecież są wakacje i obowiązkowe zakupy durnych pamiątek , koszulek które robią za szmaty do wycierania kurzy, bo gdzie założysz koszulkę z napisem "mówią, że jestem boski" to nawet w sypialni nie jest zabawne. Oczywiście niektórzy wypiją taką ilość ilość piwa jakby wierzyli, że mogą magazynować jak wielbłąd. Do tego sprzęt sportowy używany raz do roku. Krokodyl, który wytrzymuje czternaście dni, ponieważ dłużej nie ma prawa. We wrześniu wracamy do pracy szkoły. Najbliższe święto jest u nas w Polsce 1 listopada , jeden dzień wcześniej Halloween  biznes się kręci i jeszcze tylko minutkę i możemy znów nawijać o prezentach na Boże Narodzenie.
I dlatego z taką radością przyjęto święto Walentego. Trochę sprzedamy serduszek, czekoladek, kartek, kwiatów wyjdziemy do restauracji, kina. Gdyby to był taki normalny dzień. Posiedzielibyśmy przed telewizorem, poczytali gazetę i tym podobne. 
Musze, złożyć zażalenie i donos na moich profesorów ekonomi uczyli mnie, że "konsument jest zawsze racjonalny". Tylko gdzie wysłać ten donos i czy będzie od niego jakaś opłata administracyjna.. To jest dopiero kit wciskany ludziom. 
Celem uczczenia święta konsumpcjonizmy

piątek, 13 lutego 2015

miasto stołeczne Warszawa

kiedy odwiedzam Warszawę w celach służbowych, aby zmusić swoje szare komórki do wytężonej pracy. Zadaję sobie pytanie "co ty tutaj robisz, co ja tutaj robię". Wiele postów temu napisałem , za co nie lubię Warszawy i Warszawiaków. Nie wywołałem hejtu, bo przecież Warszawce nie wypada się zajmować kimś z prowincji. 

Dzisiaj byłem na szkoleniu i dostrzegłem kilka zmian w mojej ocenie Warszawy i Warszawiaków i chyba nawet Warszawa tym razem była łaskawa dla mnie. Po raz pierwszy zachowała się grzecznie wobec mnie, jakby zależało jej abym ją polubił i nie chciała pozostawić po sobie złego wrażenia.

Szkolenie prowadzone przez Pana zarozumialca podobnego do męża córki byłego Prezydenta, której ślub był jedną wielką szopką. Na szkoleniu wiele Pań , o których można określić słowem biurwa, kto nie wie co to oznacza niech idzie do ZUS znajdzie najmłodszą z nich i przyjrzy się dokładnie. Panowie, łysiejący, siwiejący z piwnym mięśniem lub tzw opuszczoną tarczycą, a pomimo wszystko postrzegający się jako Leonardo w wilku z pewnej ulicy. Panowie co wielkim fuksem są tam gdzie są. W całej grupie było tylko dwóch facetów , na których z przyjemnością moje oko zawisło i aż chciałem powiedzieć "chwilo trwaj jesteś taka piękna". Jeden z nich siedział dwa miejsca ode mnie. 

Co mnie tym razem urzekło w Warszawie i Warszawiakach ? Przede wszystkim dotarło do mnie, że wielu  z nich jest takimi Warszawiakami jak ja Wrocławianinem. Zwyczajnie zarabiają pieniądze. Kolejnym elementem ich nie fajnego zachowania jest ich niepewność zatrudnienia. Oni zwyczajnie są po.....ni , że jutro stracą pracę i z podkulonym ogonem będą zmuszeni wrócić do rodziców, którzy kompletnie nie rozumiej sytuacji ekonomicznej swoich dzieciaków to nie jest to samo co trzydzieści lat temu. Była ładna pogoda. Ja w Warszawie nieprzemoczony, doprawdy sukces, suche buty banan na twarzy. Do tych dobrych skojarzeń z Warszawy zapracowała dziewczyna z restauracji ze Złotych Tarasów. Byłem bardzo głodny, zamówiłem na szybko prosty lunch, to ona pomogła mi wybrać, celem było jak najszybciej. Gdy uświadomiłem sobie, że nie zdążę z drugim daniem , zrezygnowałem z niego i poprosiłem o rachunek było na nim tylko to co zjadłem. Byłem skłonny zapłacić za wszystko byle zdążyć na pociąg, jednak jak się chce to można. Mam nadzieję, że nie miała problemów. Przepraszam za zamieszanie. 

Ostatnia historyjka z wizyty w Warszawie. Gdy szedłem na dworzec przede mną szedł sobie całkiem przyjemny chłopiec pełnoletni, tak na moje marne oko tuż przed trzydziestką. Ubrany młodzieżowo. Za namową komentatorów sprzed wielu postów zmierzyłem go wzdłuż i wszerz i zawiesiłem oko na dupie kilka razy. Tak jak ja podążał na dworzec centralny. Nagle koleś wykonał kilka ruchów logistycznych zmieniających zasięg wzrokowy i co ja po jakimś czasie zidentyfikowałem? Przez ponad połowę naszej trasy, on szedł za mną. To znaczy odcinku kiedy ja go zauważyłem. Ta Warszawa jest trochę za frywolna dla faceta z prowincji. 

czwartek, 12 lutego 2015

miernota rządzi

idzie sobie człek do pracy z nastawieniem zrobienia czegoś pożytecznego. Nie wydaje mi się żebym był typem zarozumiałego skurwiela, aczkolwiek głupoty nie trawię. Wywołuje u mnie ostrą alergię, krótki płytki oddech, podniesiony głos i inne oznaki totalnego wqrwu.

Głową ściany nie przebiję i sam nie zmienię świata. W dobie internetu, gdy wszystko można znaleźć w sieci po co czegoś się uczyć , o czymś pamiętać. Po co wykształcenie kierunkowy. Stwórzmy jeden kierunek nauki, jak najbardziej ogólny, jak najmniej wymagający w razie czego sprawdzi się w necie. Poziom taki, żeby wszyscy zdali i mieli tytuł doktora to brzmi tak ładnie, cool zajefajnie.

Oczywiście świętujemy kiedy się da i oczywiście jak się da. Skoro mieliśmy swoje święta, dodaliśmy kiedyś kilka od Rosji Radzieckiej teraz kilka fajnych z USA to czas pozostałe dni czymś wypełnić. Nie wie ktoś czy na Czarnym Lądzie nie ma jakiś fajnych przyczyn nic nierobienia w te dni co musimy jeszcze pracować.

Dzień jak co dzień, tylko ważny termin dziś upływał , ktoś się obżera przez godzinę lub dwie by przed szesnastą płakać, że on tego nie zdąży zrobić na czas. Kpina z ludzi. Co miesiąc bierzesz forsę i to wcale nie małą za rzekomą pracę, nie za chodzenie do niej. Kiedy ktoś musi za ciebie coś skończyć to go okradasz. Cały nasz system zbudowany został miernotą.

niedziela, 8 lutego 2015

Wymówkologia

tytuł ukradłem z postu Pani Izabeli Łukomskiej-Pyżalskiej. Poruszyła interesujący w dzisiejszych czasach temat. Kulturę wychowania fizycznego w Polsce. Otyłość młodych Polaków. Zgadzam się z nią, że od wielu lat, rodzice znajduje usprawiedliwienie dla swoich dzieci by zwolnić ich z zajęć ruchowych. Tylko przed maturą rodzice fabrykują zaświadczenia o dysleksji, dysortografii. gdy matematyka wróciła na maturę zaczną udowadniać, że z liczbami też można mieć problem jak znane mi trzy latki i liczą na przykład w taki sposób 1,3,3,5,8 

Jako dzieciak, byłem Krecikiem według mojej mamy. Fizycznie wyglądałem jak ten Krecik z czeskiej bajki. Spodnie na szelkach , ogrodniczki i trochę wystający brzuch i tylko zawołać, Ahoj ;)
Pomimo chęci uczestniczenia we wszystkich zajęciach szkolnych z woli nauczycieli WFu od czwartej klasy nie uczestniczyłem w lekcji wychowania fizycznego. Ze względu na moje bezpieczeństwo. Najlepiej obrazowało to zdanie wymienione przez Panią z magistratu, kiedy cała moja klasa miała szkolenie na kartę rowerową. Nie dostałem jej,  nie zostałem  dopuszczony, bo  "nie wyobrażam sobie jak on może jeździć na rowerze".  Wtedy czułem się pokrzywdzony i świat mi się zawalił, sam nie wyobrażałem sobie, że za kilka lat moja zemsta będzie słodka. Ta sama Pani musiała wydać mi dokument "prawa jazdy". 

W liceum z rozpędu też miałem zwolnienie lekarskie z zajęć WF. Nie do końca jestem przekonany, że to było dobre. Niestety winni są nie tylko rodzice, ale co gorsza lekarze bo gdyby byli inteligentni społecznie to napisali by zwolnienie, jakie w liceum napisał mi lekarz od pewnych zajęć manualnych , a kilka lat później lekarz wyrażający zgodę na moją jazdę samochodem. 
Po zwolnienie z tych zajęć poszedłem jako licealista sam , na żądanie nauczyciela prowadzącego bez rodziców. Lekarz nawrzeszczał na mnie, że obowiązkowo mam w nich uczestniczyć, a następnie naskrobał zwolnienie z oceny moich starań stwierdzając , że ocena ma być neutralna dla moich działań z innych przedmiotów, ale mam robić wszystkie ćwiczenia jak inni uczniowie. Jestem przekonany, że to było pierwsze takie zwolnienie w życiu tego nauczyciela, a ocenę dostałem za ilość oddanych prac, a nie ich jakość. 
Drugi raz w życiu dziwną opinię lekarską przeczytałem o sobie, gdy startowałem na prawo jazdy. Lekarz napisał zgodę, kończąc ją zastrzeżeniem "konieczna adaptacja pojazdu przez inżyniera mechaniki uwzględniająca ograniczenia fizyczne ". Do końca życia będę pamiętał to zdanie, bo po raz pierwszy zobaczyłem jak ktoś zrzucił problem ze swoich barków nie zrzucając go na mnie, wręcz wymagając ode mnie pokazania możliwości, po raz pierwszy poczułem się nie jak problem tylko jak wyzwanie.

Jakiś czas temu na ten blog trafiała duża ilość osób przez blog pewnego lekarza i ten wpis po części dedykuję jemu i jego czytelnikom, bo wielu z nich to zapewne też lekarze. Możecie wypisywać te zwolnienia bez ograniczeń,tylko wtedy wydłużcie sobie okres kiedy będziecie mogli przejść na emeryturę. Przyczyna skutek cała ekonomia. 
Wiem, że zaglądają tutaj też nauczyciele, proszę wykażcie ograniczone zaufanie do przedstawianych wam zwolnień Mam jedną dla Was radę może na lekcję ogólną o życiu. Uświadomiła to mi ponad rok temu Pani Psycholog z Wrocławia, której poznanie była dla mnie bardzo cenne, powiedziała coś w stylu  "wiele razy słyszałeś, że nie dasz rady, kiedy kilkanaście razy pokazałeś że Ty dasz radę. Przestałeś słyszeć to zbędne słowa. Tylko Ty sam możesz odpowiedzieć czy dasz radę."

czwartek, 5 lutego 2015

(386) 0101010101

w pracy działem jak kod binarny zero, jeden, zero, jeden. Według kodu logicznego, prawda, fałsz, prawda, fałsz, humanistycznie można by to nazwać białe, czarne lub TAK/NIE. I tylko w takim stylu potrafię pracować, niestety kompletnie nie trafiają do mnie wszelkie zdania złożone, którymi ktoś chce opisać rzeczywistość. Ubarwić ją , usprawiedliwić.

Z drugiej strony w życiu prywatnym nie tylko nie potrafię tak funkcjonować czasami rozkminiam coś na wszystkie możliwe strony, co i tak nie ułatwia podjęcia decyzji. Często w sprawach osobistych zachowuję się jak  kryształ , który z białego widocznego światła pokazuje spektrum światła widzialnego.

Nie lubię gdy ktoś ocenia drugiego człowieka w taki sposób ten jest dobry, a tamten to człowiek zły. Tego lubię, a tego nie. W pracy zdarza mi się oceniać ludzi, ale tylko w kategorii przydatny dla tej organizacji, niestety dodatkowy balast wskazane jest pozbyć się go najszybciej. Twórca problemów.

Szkoda gadać. Rzeczywistość wygląda tak , że zmieniam organizację a tam ciągle Panna Marysia*.

Kto wie o kogo chodzi, ten za pewne mi współczuje?

niedziela, 1 lutego 2015

kundel bury

z wielbicielami zwierząt, zwłaszcza psów nie ma dyskusji, a jeśli jest to bardzo jednostronna. Ich koronnym argumentem jest, że jeśli nie lubisz zwierząt, to jesteś zły. Świętym to ja nie jestem, ale to trochę za daleko posunięta ocena mojej osoby. 
Przede wszystkim w zachowaniu właścicieli widzę dużą nieodpowiedzialność. Oto historyjka z dnia dzisiejszego. Poszedłem wyrzucić śmieci, odległość trzydzieści metrów. W drodze powrotnej mijam starszą damę przy której ze swoim wzrostem stu siedemdziesięciu centymetrów czuję się jak King Kong. Jej piesek tak na oko  wzrostu maksymalnie sześćdziesięciu centymetrów i trzydziestu kilogramów, też dostrzegł we mnie King Konga i postanowił ratować swoją Panią. Szarpnął Damą tak mocno, że ta ledwo go utrzymała, a ja dla bezpieczeństwa zwiększyłem miedzy nami odległość omijając ich łukiem na kilka dodatkowych metrów. Dobrze, że nie usłyszałem standardowego tekstu w takich sytuacjach "proszę się nie bać, on nie gryzie". Jakoś nie wierzę w takie zapewnienia. Ja rozumiem, że starszy samotny człowiek potrzebuje towarzystwa, potrzebuje powodu żeby wyjść z domu . Tylko czy trzymanie trzydziestokilogramowego zwierzęcia w bloku na entym piętrze jest zdrowe. Co jakiś czas wszelcy społecznicy walczą o wolność dla psów , żyjących na łańcuchu, dlaczego nie walczą o wolność żyjących w blokach. 

Może jestem dziwny i aspołeczny, ale mieszkam sam w bloku i jakoś nie potrzebuję katować zwierzęcia swoim poczuciem bliskości, żeby było mi dobrze. Minimalnie przez osiem godzin to zwierze byłoby same w mieszkaniu. Czasami pracuję dłużej. Czasami wracając zmęczony nie mam ochoty wychodzić, wtedy wychodziłbym jak niektórzy moi sąsiedzi pod najbliższe drzewo, żeby zrobił co swoje i wracamy. Chociaż pies nazywany jest zwierzęciem domowym, to jakoś nie widzę jego miejsca w mieszkaniu.