zaczynam pisać tę notkę w piątek o 23:51 po dwóch meczach Euro 2012 oszaleję Polacy zremisowali, a Rosjanie roztrzaskali w drobny pył Czechów.
notka powstaje na nieświadome zamówienie Spencera zadał kilka pytań, a ja w komentarzu nie jestem wstanie mu w kilku rozsądnych zdaniach na nie odpowiedzieć.
Z moich obserwacji gatunku ludzkiego, zwłaszcza mieszkającego między Odrą, a Bugiem muszę stwierdzić, że bardzo się różnimy z podejściem do zmiany pracy, a zwłaszcza do zmiany miejsca zamieszkania. Otaczają mnie różni ludzie, z którymi mam okazję rozmawiać, przedstawiać swój punkt widzenia i słyszeć ich punkt postrzegania otoczenia. Nie wiem dlaczego ja spotykam takie osoby, ale większość z nich uważa zmianę pracy za zdradę, a przecież większość moich znajomych to mieszkańcy 500 tysięcznego Poznania. W moim małym rozumku powstało przekonanie, że mieszkańcy większych miast są bardziej skłonni do zmian. Najbardziej dziwi mnie to, że potrafią mi podać listę powodów, które są odpowiedzialne, że nienawidzą swojego miejsca pracy. Kiedy mówię, najbardziej oczywistą rzecz pod słońcem "Człowieku opanuj się ta praca niszczy Cię od środka" słyszę wymówki w rodzaju: mam kredyt; mam dziecko; mam do zapłacenia rachunki; wiesz tu mam stanowisko, a w nowym miejscu to nie wiadomo jakby było. Staram się jeszcze nie tracić cierpliwości do rozmówcy, jeszcze z nim walczę, chociaż wiem, że z takim nastawieniem i tak jestem, na spalonej pozycji. Nie wygram tej batalii z jego podejściem do zmiany, bo przez niego przemawia strach porażki, a nie możliwości.
Kilka lat temu miałem rozmowę towarzyską z kolegą z pracy, który jest ponad 5 lat młodszy ode mnie, w rodzaju pewnego hipotetycznego rozważania, pod tytułem gdybym nie miał pracy i musiał jej szukać, a nie istniała by bariera granic i języków, to gdzie bym jej szukał. Podawaliśmy miejsca z argumentacją co i dlaczego. Niestety ja zacząłem od wizji siebie w wieżowcu w Nowym Yorku, Tokyo lub Sydney, a on we wszelkich małych miastach w Polsce w Rosji, Ukrainie lub w Afryce, jego argumentacja "bo tam istnieją jeszcze prawdziwe relacje międzyludzkie". Czyli w miejscach, które ja wskazałem na pewno ich nie ma, a może żyją już tylko humanoidy ?
Napisałem wcześniej, że widzę dezaprobatę dla mojego zmieniania pracy. To proszę sobie wyobrazić co ja ciekawego usłyszałem, gdy postanowiłem dokonać ostatniej na ten moment rewolucji w życiu. Wszelkie głosy sprzeciwu ucinam jednym zdaniem. "Rozumiem, że mam zostać w Poznaniu bez pracy, a od pierwszego wszelkie rachunki ty pokrywasz, ale ja tani nie jestem w utrzymaniu.". W tym momencie jest wycofywanie się rakiem z wcześniejszych zdań.
Podsumowanie dla Spencera mam nadzieje, że będzie zrozumiałe. Cholera na razie brakuje mi ludzi, z którymi mogłem spotkać się w tygodniu na małej czarnej lub czymś nie alkoholowym w środku tygodnia. Brakuje mi tego, że znam z widzenia moich sąsiadów i poza grzecznościowym dzień dobry móc skomentować coś co wydarzyło się w moim bloku. Brakuje mi tego, że kiedy targam duża siatę z zakupami ktoś poczeka zamiast zamknąć mi drzwi przed nosem. Ktoś zadzwoni , zapyta się co u Ciebie i wleci chociaż na wodę gazowaną na półgodziny na pogadania. Wiem jak bardzo ważne jest to w życiu, ale niestety zła wiadomość jest taka, że albo stoimy w miejscu , albo akceptujemy zmiany i idziemy do przodu .
Podobno zdaniem obcego poznanego Psychiatry, przez przypadek "Pan nie ma problemu z komunikacją z ludźmi" facet zapomniał dodać pod warunkiem, że ta druga strona tego chce.
Jestem głodny takich notek o ludziach z innych regionów. Czekam na więcej :)))) dzięki.
OdpowiedzUsuń