pod poprzednim postem Spencer zadał mi pytanie prezentowane powyżej.
Obiecałem, mu że napiszę posta na temat, jak ja to
widzę i mam nadzieję nie wypaść jak z rubryki „porady Ciotki
Apolonii” z „Przyjaciółki” lub innej tego typu gazety. Będzie
to prezentacja pomysłu na moje życie bez partnera, każdy wybierze
sobie to co dla niego jest najwłaściwsze.
Podobno człowiek to zwierze stadne, stworzony to tworzenia małych i
większych watach, od początku swojej socjalizacji chcemy należeć
do zorganizowanych grup społecznych, rodzina mniejsza i większa,
klasa, kółka zainteresowań, drużyna sportowa. W pewnym momencie
kiedy dorastamy chcemy tworzyć swoje związki najpierw te mniej
trwalsze później te w formule „i nie opuszczę Cię, aż do
śmierci”, przynajmniej chcemy w to wierzyć.
Niestety nie wszyscy je stworzymy, niektórzy z nas w tym autor tego
postu, prawdopodobnie nie są to tego stworzenie, lub jak mówią
inni nie jest im to przeznaczone. Do stworzenia związku nie jest
potrzebna odpowiednia regulacja prawna, tylko druga osoba. Ta druga
osoba musi mieć coś w sobie, musi być między nami
jakaś chemia lub iskra. Próbowaliśmy raz, a może kilka i nigdy
nie było tak jak to sobie wyobrażaliśmy , to nie tak miało być i
pewnego dnia człowiek budzi się, a może przed zaśnięciem
mówi sobie dość, koniec mówi się trudno będę sam. Moim zdaniem
najgorsze co można wtedy zrobić to zamknąć się przed światem,
przed innymi ludźmi, ja nie byłbym wstanie żyć bez świata, bez
ludzi.
W poprzedniej pracy w jakiejś rozmowie wyszło, że jeżdżę na
wakacje sam, nie zawsze ale bardzo często, co to był za szok,
jakbym złamał wszelkie zasady dobrego wychowania, a ja zwyczajnie
nie chce jeździć z kimś kto będzie mi dyktował co mam robić
lub jak mam spędzić wolny czas. Nie chce być z kimś kto o wszystkim będzie decydował za mnie wymuszał na mnie, nie chce żyć z kimś za kogo będę musiał o wszystkim decydować. Czym dłuższy wyjazd i bardziej
odległe miejsce tym bardziej sam. Tylko pierwszy raz był trudny, ale
miałem przyjemność poznać ciekawych ludzi i wiele czasu z nimi
spędzić na dosyć ciekawych rozmowach. Nie, nie utrzymujemy ze sobą
kontaktu, zwyczajnie mieliśmy okazję się poznać.
Kiedy idę na zajęcia sportowe, też nie ciągnę ze sobą kogoś,
zwyczajnie idę poznaje nowych ludzi i zaczynam funkcjonować w
nowym otoczeniu. Co zabawne, kiedyś kolega, który wybrał się do
tego samego klubu był zdziwiony ile osób mnie znało i zaczynało
rozmawiać o drobiazgach.
Jak zorganizować sobie życie, żeby być szczęśliwym pomimo braku
partnera ?
Ciekawe pytanie, moim skromnym zdaniem nie ma złotej recepty.
Ponieważ ludzie są różni. Znam dorosłych samotnych ludzi
mieszkających z rodzicami, którzy może są szczęśliwi, a może
nie, ale nie będą próbowali coś zmienić ponieważ mają obawy
przed jakąkolwiek zmianą w ich życiu.
Natomiast ja patrzę na każdą zmianę jak na podróż w nowe
nieznane miejsce. Nie zamierzam żyć dla pracy, praca dla mnie
pomimo, że bardzo się w nią angażuję i bardzo często wylewam
swoją frustrację jest tylko środkiem do zarabiania pieniędzy ,
które dają mi możliwości.
Te możliwości dla mnie to poznawanie nowych miejsc, nowych ludzi to
ułatwianie sobie życia, ciągłego uczenia się i to często
absurdalnie nieprzydatnych rzeczy. Staram się nie zaniedbywać mojej
rodziny, tej w której się urodziłem, informuję co u mnie i staram
być na bieżąco co u nich, ale nie pozwalam wpływać na mnie jeśli
mi to nie odpowiada.
Jak zorganizować sobie życie, żeby być szczęśliwym ?
- Podobno jestem „uroczo egocentryczny” więc staram się dbać o zdrowie, odrobina sportu w standardzie fitness, tak aby nie być przedwcześnie pacjentem Erjota i NFZ.
- poznawać nowe miejsca,
- poznawać nowych ludzi, na pewno czegoś nowego się od nich się nauczę, a minimalnie poznam ich punkt widzenia,
- uczyć ludzi tolerancji, wprawdzie nie jestem ostentacyjnie tęczowy, ale i tak zmuszam do myślenia i perfidnie to wykorzystuję,
- realizować swoje marzenia,
- pozory mylą, ale pomagać dyskretnie osobom słabszym ode mnie, nie tylko przez dawanie pieniędzy.
Jestem świadomy, że ten pomysł na samotne życie jest trochę hedonistyczny, ale nie do końca jestem wstanie zaakceptować życie
pokutnego mnicha. Jestem świadomy, że będzie wiele momentów kiedy
sam w mieszkaniu będę krzyczał, że tak nie chcę, że chce móc
komuś opowiedzieć jak było dziś w pracy. Jestem świadom wielu
problemów samotności, ale cały czas będę robił swoje i będę marzył
o życiu we dwoje
przepraszam, jeśli nie odpowiedziałem na pytanie, starałem się, ale czasami mam wrażenie, że charakterystycznie najlepiej określa mnie zwrot "samotny żeglarz".
Dzieki bracie!!! Tez lubie w wakacje jechac samemu, ale ..... nie zaszkodziloby wybrac sie z partnerem:) juz raz bylem, ale tam klocilismy sie co chwile, wiec juz sam nie wiem.
OdpowiedzUsuńZatem niebawem moja wersja posta :)
Moze chcesz cos u mnie zamowic?