jak w tytule bardzo proszę, o koniec świata najlepiej w poniedziałek wcześnie rano. Następny tydzień tak ciekawie mi się szykuję, że powinienem się co najmniej sklonować na początek razy dwa. Jeden będzie w weekend zapierdalał bo pracą to nazwać nie można, a drugi będzie załatwiał wszelkie sprawy egzystencjalne, pranie, prasowanie, wymian opon na letnie, wizyta u mechanika, porobiłby kilka przelewów, sprzątanie . Od poniedziałku nic nie lepiej, jeden z klonów zakończy dwa badania, a drugi pojedzie na dwa dni do Warszawy. Tak we wtorek i środę będę w Warszawie, wprawdzie we wtorek nie dam rady się spotkać z kimkolwiek dodatkowo, bo jest ten dzień tak poupychany, że jeszcze jedno spotkanie i strzeli mi jak walizka z ciuchami pakowana na wakacje, żeby nie było same zawodowe sprawy i to nie jest rozmowa kwalifikacyjna. W środę gdyby ktoś chciał to tak po 16 gdzieś w centrum czemu nie, tylko proszę mieć dla mnie litość, z topografii Warszawy to ja olimpiady bym nie wygrał.
Oczywiście w czwartek i piątek muszę zapierdalać we Wrocławiu i przygotować się do kolejnych badań. Jak ja to wszystko ogarnę to będzie sukces.
I wygląda na to, że to będzie smętne 9 dni.
Z pozytywów niech będzie tak ciepło jak najdłużej, chce sobie bezczelnie oglądać gołe nogi, gołe ramiona. Dzisiaj wybiegając z biurowca, pędząc na złamanie karku o mało co nie uderzyłbym w dużego Misia, ja się tam na misiowych podgrupach za bardzo nie znam, ale miś był młody, jak na misia nawet chudy, ale co najbardziej zabawne Misiowi nie chciało się zapiąć koszulki z krótkim rękawkiem, takiej od góry do dołu i Miś paradował z mocno opinającym ładnym białym podkoszulkiem. Wręcz słyszałem, jak podkoszulek napięty do granic możliwości krzyczał Misiu schudnij. Miś w ostatniej chwili uskoczył , z mojej linii podróży i nawet się uśmiechnął do pędzącego jak TGV Atlu. Zabawne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz