W ten dzień Poznań, zapewne też kilka innych miast Polski przypomniało sobie o niepełnosprawnych, jakieś spotkanie polityków, jakiś panel dyskusyjny , może jakieś przedstawienie. Byłem, widziałem i jakoś nadziei na zmianę zorganizowane wydarzenia nie zbudowały.
Nie jestem kulturoznawcą, czy socjologiem, ale mam wrażenie że sztuka zwłaszcza anglosaska czerpie swoją siłę z dwóch filarów. Pierwszy to widz, musi dostać rozrywkę, zabawę, schemat to wszystko co już gdzieś widział. Drugi filar, to że widz musi dostać prosto w nos między oczy, że różnimy się i to jest dobre. Nie mamy likwidować tych różnic, tylko mamy zaakceptować moc w nas, którą tworzą te różnice.
Byłem na pewnym spotkaniu zorganizowanym o niepełnosprawności i nie zgadniecie co było naprawdę żenujące? Zaproszeni mówcy to pełnosprawni, pracownicy naukowi czerpiący wizje przyszłości statusu osób niepełnosprawnych na podstawie modeli szkockich, szwajcarskich czy skandynawskich. Naprawdę niepełnosprawni w Polsce nie potrafią, nie chcą powiedzieć czego potrzebują , jak chcą żyć. Ktoś wierzy, że przeniesienie modelu z innego kraju do naszego załatwi sprawę. Dla mnie nie do zaakceptowania, był też drugi element tych dyskusji. Rola rodzica , opiekuna osoby niepełnosprawnej w kontaktach ze społeczeństwem. Z jednej strony zakładnika niepełnosprawnej osoby, z drugiej bóg dla tej osoby. Decydującej za nią i o niej. Rodzic jest dla dziecka bogiem i to dla rodzica jest jak narkotyk, ale przychodzi moment buntu dziecka i wtedy kończy się czas brania cracku. To jest naturalne. Społeczeństwo wspiera ten bunt. Czy tak samo jest wspierany bunt niepełnosprawnego. Szczerze wątpię.
Nie pasuję do żadnego szablonu . Jestem tylko człowiekiem, który chce wystąpić w zawodach, bieg ukończyć i wiary w swoje i innych człowieczeństwo dochować. Wiem, że będę żałował nie tego co zrobiłem , tylko tego czego nie spróbowałem zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz