ten post miał mieć inny tytuł, ale nawiązanie do "Pingwinów z Madagaskaru " jest bardziej empatyczne do Szanownych Czytelników i dla mnie.
Co jakiś czas czuję się jak te Pingwiny, wszyscy są zdziwieni że sprawdzam nowe obszary i staram się wyznaczyć przede wszystkim sobie nowe wyzwania. Mam być zadowolony i wdzięczny z łaskawie mi wyznaczonej roli tak jak bohaterowie kreskówki powinni być szczęśliwi z tego otrzymanego luksusu w postaci przestronnej klatki w nowojorskim Zoo. Ja się pytam dlaczego, mam pozwolić na decydowanie za mnie co jestem wstanie osiągnąć , a co nie ?
Nie idzie mi, tak jakbym chciał na lekcjach pływania. Na pierwszej było fajnie , na drugiej gorzej, a na trzeciej lekcji jak dla mnie porażka, ale się nie poddam. Jakiś czas temu pewna Pani Psycholog jeszcze we Wrocławiu, stwierdziła że to ja decyduję co się nie uda i czego nie jestem wstanie zrobić, nie inni. Ja uparciuch , który na złość mamie odmrozi sobie uszy, może tylko skoro tak wiele razy nie mieli racji to jaki cudem mogą mieć tym razem rację. Ja wam pokażę.
Na basenie co tydzień muszę spotkać odważnych, co muszą skomentować to co widzą. Nie jest to fajne i raczej jest to słabe. Naprawdę jesteśmy sporo za europejczykami ze starej Unii, to jest inna liga i modlę się żeby było mnie stać jak najdłużej na wakacje w Hiszpanii. Kiedy słyszę komentarz dzieciaka do lat trzynastu taka podstawówka to mnie to śmieszy, jeśli to samo słyszę od plus czterdziestolatka to mam ochotę dokonać morderstwa.
Z kronikarskiego obowiązku muszę wspomnieć, że spotkałem kolesia z tej szalonej nocy z pieszym spacerem do domu. Ma chłopaka chyba, ale dawno nikt nie miał tak maślanych oczów na mój widok. Ja na jego widok motyli w brzuchy chyba nie miałem, ale pierś wypiąłem brzuch wciągnąłem i american smiley rzuciłem.